Polacy po raz pierwszy w karierze awansowali do finału prestiżowej imprezy dla ośmiu najlepszych par sezonu. W niedzielę o godzinie 16.30 czasu polskiego zmierzą się z Białorusinem Maksem Mirnym i Kanadyjczykiem Danielem Nestorem (nr 3.), z którymi ponieśli jedyną porażkę w grupie B. Ich rywale awansowali po wygranej z amerykańskimi braćmi Bobem i Mikem Bryanami (1.) 7:6 (8-6), 6:4. Pierwsze minuty były nerwowe. Na otwarcie Matkowski popełnił podwójny błąd serwisowy. Zaraz po tym jego asa zakwestionowali rywale, ale system Hawk Eye pokazał, że piłka dotknęła linii. W kolejnej wymianie Fyrstenberga trafił z woleja Paes. Później jednak gra się uspokoiła, a obie pary pewnie utrzymywały podania, chociaż nieco łatwiej przychodziło to Polakom. Dobrze returnowali, a większość wygrywających uderzeń było skutkiem dobrej gry przy siatce. Do stanu 5:4 nie było żadnych "break pointów", ale w dziesiątym gemie sytuacja wyklarowała się na korzyść polskiego debla, który wyszedł na 40-30. Przy pierwszym setbolu Paes skutecznie minął Fyrstenberga. Jednak w decydującym punkcie mistrzowskim Matkowski z forhendu zagrał wprost w Bhupathiego, a ten wyrzucił piłkę z woleja na aut. Pierwsza partia trwała 39 minut, a Polacy wygrali w niej 100 procent wymian po pierwszym serwisie, którego celność wyniosła 66 procent. Drugiego seta rozpoczęli od prowadzenia 2:0, dzięki przełamaniu Paesa, po tym jak mistrzowski punkt rozstrzygnął smeczem Fyrstenberg. Zaraz po tym nieoczekiwanie stracił swoje podanie, a rywale w piątym gemie przełamali również Matkowskiego. Przy 2:3 Polacy doprowadzili do kolejnego decydującego punktu, którego zdobył Fyrstenberg, odrabiając straty. Ale Matkowski znów przegrał swojego gema na 4:5. Chwilę później Hindusi wykorzystali pierwszego setbola doprowadzając po godzinie i 25 minutach do super tie-breaka. W nim zdobyli pierwsze trzy punkty, ale następne trzy należały do Polaków. Od 3-4 Matkowski utrzymał dwa swoje serwisy i po raz pierwszy w decydującej rozgrywce udało się objąć prowadzenie, 5-4, a chwilę później odskoczyć na 9-5. Pierwszego meczbola Paes obronił asem, ale przy drugim Matkowski zakończył wygrywającym serwisem po godzinie i 39 minutach. Było to drugie spotkanie tych par. Poprzednio trafiły na siebie we wrześniu w ćwierćfinale US Open. Wówczas lepsi okazali się zawodnicy Siemens AGD Team Polska, wygrywając 6:4, 7:6 (7-4). W Nowym Jorku osiągnęli później pierwszy finał w Wielkim Szlemie, ale przegrali walkę o tytuł z Austriakiem Juergenem Melzerem i Niemcem Philippem Petzschnerem. Bhupathi i Paes, nazywani w tourze "Indian Express", byli najlepszym deblem 1999 roku w rankingu ATP Tour. Jednak kilka lat później się rozstali, a wrócili do siebie w styczniu. Trzykrotnie dochodzili do finału w turnieju masters, w latach 1997 oraz 1999-2000, ale jeszcze nie zdołali triumfować w tej imprezie. Fyrstenberg i Matkowski zakwalifikowali się do kończącego sezon turnieju masters, z udziałem ośmiu najlepszych debli, po raz piąty w ciągu sześciu lat. Zadebiutowali w 2006 roku w Masters Cup, ale ponieśli trzy porażki. Dwa lata później, również w Szanghaju, odnieśli dwa zwycięstwa i awansowali do półfinału, w którym przegrali z braćmi Bryanami. Wystąpili również w dwóch poprzednich edycjach imprezy, której nazwę zmieniono na ATP World Tour Finals i przeniesiono do londyńskiej O2 Arena. W 2009 roku odpadli w pierwszej fazie z jedną wygraną na koncie. Natomiast w ubiegłym sezonie jako jedyna z ośmiu par nie ponieśli porażki w grupie, ale w półfinale pokonali ich Bhupathi i Mirnyj. Powiedzieli po meczu: Marcin Matkowski: To był ciężki mecz psychicznie, bo oni są o wiele bardziej doświadczeni i mają na koncie więcej sukcesów. Tutaj zagrali wspaniale w piątek z Bryanami, więc wiedzieliśmy, że będzie ciężko i tak było. Udało nam się ich przełamać przy 5:4 w pierwszym secie i w drugim wyszliśmy na 2:0, zanim wszystko się odwróciło. To nie tak, że po czterech wygranych gemach uszło z nas powietrze. Po prostu oni zaczęli grać fantastycznie i świetnie returnować. Zaczęli się nakręcać, jak to mają w zwyczaju - zaczęło się skakanie, krzyczenie, nawet zderzyli się klatkami jak Bryanowie. Cieszymy się, że w super tie-breaku udało nam się całkowicie odwrócić role i z 0-3, po niezbyt dobrym początku zdominowaliśmy tego tie-breaka i wygraliśmy. Uważam, że zasłużenie, bo my lepiej wytrzymaliśmy ten mecz nerwowo. Mariusz dobrze returnował, ja ogólnie nie czułem się dzisiaj najlepiej na returnie. Dopiero w super tie-breaku zacząłem lepiej piłkę przyjmować, a przynajmniej zwracałem ją na drugą stronę siatki. Nie myśleliśmy, że już mamy zwycięstwo w ręku. Oni zagrali świetnego gema i przełamali Mariusza, no i trochę uwierzyli w siebie, a my zaczęliśmy grać może trochę za asekuracyjnie. To nasz drugi wielki finał, po tegorocznym US Open. Tam nie wiedzieliśmy dokładnie, o której będziemy grali i przez opóźnienia wyszliśmy na kort dopiero o północy. Rywale lepiej weszli w mecz i nie udało nam się ich zatrzymać, niestety. Jednak tu jest inaczej. O wiele lepiej gra nam się w hali i zawsze tu nam dobrze szło. Na pewno Nestor i Mirnyj będą faworytami, bo powinni wygrać, tak jak wygrali wszystkie cztery dotychczasowe mecze. Będą więc czuli presję. Wiemy, że stać nas na to, żeby ich pokonać. Wierzymy w siebie, wygraliśmy tu już trzy mecze, a tylko z nimi przegraliśmy, więc czas na rewanż. Zawsze dla nas będą priorytetem Wielkie Szlemy, a dopiero na drugim miejscu zakwalifikowanie się do mastersa. Ale dojść w nim do finału, a tym bardziej wygrać go, to zawsze wielkie osiągnięcie. Nie zdarza się to codziennie. Musimy teraz zagrać najlepszy tenis i zobaczyć co wyjdzie. Stać nas na niespodziankę i może uda nam się wygrać jeszcze w tym roku jakiś turniej. Nawierzchnia jest tutaj trochę wolniejsza, niż na większości twardych kortów, więc łatwiej się gra z linii głównej, łatwiej się returnuje, a jak serwujesz dobrze, to na każdej nawierzchni możesz sobie poradzić. Miło wrócić w takim stylu do Londynu, bo po fatalnej porażce w pierwszej rundzie Wimbledonu wyjeżdżaliśmy stąd ostatnio w niezbyt dobrych nastrojach. To był chyba najniższy moment naszej formy w tym roku, zresztą do tego czasu mieliśmy tylko dziewięć wygranych meczów przez pół roku, więc zastanawialiśmy się co dalej będzie. Postanowiliśmy się maksymalnie dobrze przygotować na twarde korty, na których zawsze nam się grało bardzo dobrze. No i osiągnęliśmy największy sukces w karierze w US Open i wszystko jakoś ruszyło. Mariusz Fyrstenberg: Nie graliśmy dzisiaj jakiegoś super tenisa, ale wygraliśmy, mimo wszystko. To dla nas dobry sygnał, że nawet jak coś nam nie idzie, to można jeszcze wygrać. To daje nam dużo pewności, zresztą z każdym meczem czujemy się lepiej i gramy tu lepiej. W gemie, którego przegrałem przy 2:0 w drugim secie, nie czułem, że jakoś źle grałem. Serwowałem dobrze, ale oni jeszcze lepiej returnowali. Nie ukrywam, że to było trochę dołujące, bo niby sukces był już blisko, a tu dostajesz kubeł zimnej wody na głowę. Wyniki spotkań 1/2 finału gry podwójnej: Maks Mirnyj, Daniel Nestor (Białoruś, Kanada, 3) - Bob Bryan, Mike Bryan (USA, 1) 7:6 (8-6), 6:4 Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski (Polska, 8) - Mahesh Bhupathi, Leander Paes (Indie, 4) 6:4, 4:6, 10-6