W poniedziałek Agnieszka Radwańska rozpoczyna serię startów w azjatyckich imprezach WTA. W ostatnich latach co drugi sezon wygrywała tam co najmniej jeden turniej - w 2011 roku był triumf w Tokio i Pekinie, a dwa lata temu w Seulu. Zgodnie z tą statystyką w najbliższych tygodniach krakowiance powinno się znów poszczęścić na tym kontynencie. Dawid Celt: - Jeśli tak ma być, to ja się pod tym podpisuję i czekam, żeby ta Azja wypadła super. Skoro tak mówią statystyki, to oby tak było. Z pana perspektywy Radwańskiej odpowiadają tamtejszy klimat i korty? - Generalnie dobrze jej tam przeważnie szło, miała dobre wyniki. Zawsze lubiła grać w Tokio, odpowiadały jej tamtejsze warunki i nawierzchnia. Ogólnie Azja zawsze była dobrym, mocnym punktem w kalendarzu Agnieszki. Ale każdy rok jest inny, w poprzednim sezonie było tam słabo, więc mam nadzieję, że teraz będzie inaczej. Jak przebiegały przygotowania do tej części sezonu po występach w Stanach Zjednoczonych? - Po powrocie z Nowego Jorku Agnieszka miała kilka dni wolnego. Później były normalne przygotowania i treningi w Warszawie oraz w Krakowie. W piątek poleciała do Tokio i obecnie czeka tam na pierwszy mecz. W poniedziałek zmierzy się na otwarcie z Coco Vandeweghe. Amerykanka to tenisistka dość nieprzewidywalna. - Jest kompletnie nieprzewidywalna. Z tego typu zawodniczkami trzeba się skupiać mimo wszystko na sobie. Bo Coco potrafi zagrać fantastyczne spotkanie i wygrywać z dobrymi dziewczynami, a potrafi też przejść całkowicie obok meczu, nie złapać rytmu, praktycznie strzelać przez cały mecz po autach. Trzeba być bardzo uważnym i skoncentrowanym od początku do końca, nie dać się jej rozwinąć. I też nie pozostawiać wszystkiego w rękach Coco, nie czekać na jej błędy. Powoli zbliża się koniec sezonu, a więc pojawia się też kwestia kończącego sezon turnieju masters. Radwańska jest obecnie w rankingu "Road to Singapore" 11. i potrzebuje jeszcze trochę punktów, by znaleźć się w "ósemce", która zakwalifikuje się do imprezy. - Jakaś szansa w dalszym ciągu jest i dopóki piłka w grze, dopóty Agnieszka będzie walczyć. Pewne są jej cztery turnieje w Azji, jest trochę punktów do zdobycia. Walka będzie do samego końca. Decydować będą bardzo małe różnice punktowe. Nie tylko Agnieszka będzie walczyć o to, jest szereg dziewczyn, które są tak samo blisko i rywalizacja o ten masters w tym roku będzie pasjonująca. W odwodzie zostają jeszcze, jeśli będzie taka potrzeba, turnieje w Europie. Jeśli pojawi się szansa i będą jeszcze potrzebne punkty, będzie się można nad tym zastanawiać, ale najpierw trzeba się z dobrej strony zaprezentować w Azji. Czy zaskakujący skład finału kobiecego singla w US Open może być dobrym znakiem dla krakowianki i sygnałem, że o tytułu wielkoszlemowe nie walczą zawsze zawodniczki ze ścisłej czołówki? - To powinno być inspiracją dla reszty dziewczyn. Pokazuje, że jeśli ma się marzenia i wierzy się we własne umiejętności i możliwości, to można góry przenosić. Pokazały to właśnie Włoszki Roberta Vinci i Flavia Pennetta. Oczywiście, nie będzie tak, że w każdym Wielkim Szlemie skład finału będzie tak nieoczekiwany. Ale widać, że co jakiś czas pojawiają się szanse. A czy dobra postawa Magdy Linette, która w tym tygodniu w Tokio dotarła do finału, może mieć jakiś wpływ na Radwańską? Większa konkurencja na krajowej arenie może dać jej jeszcze dodatkowego "kopa"? - To przede bardzo duży plus dla Linette. Agnieszka jest na tyle doświadczoną tenisistką, że dla niej to nie ma nic do rzeczy. Po ich meczu w Nowym Jorku powiedziałem, że Magda gra naprawdę bardzo fajny tenis. Widać, że wie, czego chce, ma plan na swoją grę i podąża regularnie w tym kierunku. Ogrywa się z coraz lepszymi zawodniczkami. Ma też fajny sztab trenerski i to wszystko powoduje, że ta dziewczyna zaczyna grać naprawdę bardzo ciekawy tenis. Jeśli będzie szła tak dalej, polscy kibice naprawdę będą mieli z niej dużo radości. To też byłby duży plus dla reprezentacji w Pucharze Federacji. Rozmawiała Agnieszka Niedziałek