- Być może na naszych oczach następuje właśnie pokoleniowa zmiana w kobiecym tenisie. Choć w ostatnich sezonach kilka dziewczyn wchodziło do czołowej dziesiątki i z niej wypadały, to jednak na samym szczycie był status quo. Trudno było sobie wyobrazić pierwszą piątkę bez Sereny Williams, Wiktorii Azarenki czy Marii Szarapowej. Teraz to się powoli zmienia, m.in. za sprawą Simony Halep. Być może niedługo dołączy do niej też Eugenie Bouchard - powiedziała INTERIA.PL Davenport. - Widać z formą Sereny Williams jest poważniejsza sprawa, niż się wydawało nawet po jej wczesnej porażce w Roland Garros. Być może wszystko za sprawą problemów zdrowotnych, ale w tym sezonie wyraźnie jej nie idzie. Nie sposób przewidzieć, czy to chwilowy zastój, czy też prawdziwy kryzys. Dowiemy się pewnie wciągu najbliższych miesięcy, szczególnie podczas US Open - dodała. Przed miesiącem na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa triumfowała Szarapowa, rozstawiona z numerem ósmym. Rosjanka po tym sukcesie wróciła do czołowej piątki rankingu, ale w Londynie odpadła nieoczekiwanie w czwartej rundzie, podobnie jak Agnieszka Radwańska, czwarta na świecie. - Gdy z Wimbledonu szybko odpadły Williams i Chinka Na Li, byłam przekonana, że w finale spotkają się Szarapowa i Radwańska, ale ich też już nie ma w drabince. Jednak myślę, że obie w tym sezonie jeszcze powalczą o miejsca w pierwszej piątce rankingu. Powinny się w niej utrzymać, tym bardziej przy kryzysie dwóch najwyżej sklasyfikowanych zawodniczek. Na tym skorzysta pewnie najbardziej Halep, która wciąż mnie zadziwia, ale nie sadzę, żeby wygrała Wimbledon - dodała. 22-letnia Rumunka, rozstawiona z numerem trzecim, spotka się w drugim z czwartkowych półfinałów z 20-letnią Kanadyjką Eugenie Bouchard (13.). Pokonała ją już w marcu na twardym korcie w Indian Wells, w trzech setach. - Mam wrażenie, że Simonie nie starczy sił. Ciężko jest w odstępie miesiąca osiągnąć dwa wielkoszlemowe finały. Tuż po Paryżu musiała się szybko przestawić na grę na trawie, która nie jest jej ulubioną nawierzchnią. Lepiej na niej czuje się Genie i to raczej ją widziałabym w finale. Ale to i tak połowa sukcesu, bo w sobotę myślę, że na pewno wystąpi tu też Petra Kvitova. Ona odniosła już zwycięstwo w Wimbledonie trzy lata temu. Jest bardziej doświadczona, więc ma największe szanse na wygraną w turnieju z całej czwórki - powiedziała INTERIA.PL Davenport, była liderka rankingu WTA Tour. W pierwszym z czwartkowych półfinałów, o godzinie 14.00, Kvitova (nr 6.) spotka się z inna Czeszką Lucie Safarovą (23.), która pierwszy raz tak daleko doszła w Wielkim Szlemie. Davenport zakończyła karierę przed pięcioma laty z dorobkiem 55 turniejowych zwycięstw singlu, w tym trzech wielkoszlemowych: US Open (1998), Wimbledon (1999) i Australian Open (2000). Ponosiła porażki w 38 finałach, a na korcie zarobiła ponad 22 miliony dolarów. Z Londynu Tomasz Dobiecki