- Chcę spróbować wygrać w Madrycie, Rzymie lub tutaj. Chcę mieć w kolekcji kolejny tytuł na kortach ziemnych. Więc wygranie któregokolwiek z tych turniejów byłoby miłe - mówiła w Stuttgarcie Coco Gauff, jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. Zimą wydawało się, że to właśnie ona, a nie Aryna Sabalenka, może bardziej napsuć krwi Idze Świątek w walce o pozycję liderki rankingu. Raczej tego nie dokona, choć niewykluczone, że ze stolicy Hiszpanii wyjedzie jako wiceliderka. I to nie zależy już od niej. A przecież ten rok zaczął się dla Gauff bardzo dobrze - wygrała turniej w Auckland, doszła do półfinału w Australian Open. Półfinał w Indian Wells to też niezłe osiągnięcie, ale w tej całej 27-meczowej historii z tego roku jedna rzecz zwracała uwagę - 20-latka tylko dwukrotnie trafiła na zawodniczki z TOP 20 rankingu WTA: Sabalenkę w Melbourne i Marię Sakkari w Kalifornii. I oba te spotkania przegrała. Na te wielkie gwiazdy nie wpadała, raczej ogrywała zawodniczki znacznie niżej notowane. Dziś dostała trzecią szansę - jej rodaczka, Madison Keys, to zawodniczka nr 20 na światowej liście. Coco Gauff kapitalnie grała w tym roku w Madrycie. I dziś też efektownie zaczęła Gauff dotarła do czwartej rundy jak huragan: ograła "rowerem" Arantxę Rus, 6:4, 6:1 pokonała też Dajanę Jastremską. Te słowa ze Stuttgartu o chęci wygrania zawodów na mączce, można było zacząć traktować jak najbardziej poważnie. Zwłaszcza że korty w Madrycie są znacznie szybsze niż te pozostałe. I dziś też wszystko układało się w logiczną całość, młodsza z Amerykanek prowadziła 5:2, miała prostą drogę do wygrania seta. Madison Keys zdecydowanie lepiej czuje szybsze korty, twarde czy trawiaste, dziś początkowo miała spore problemy z celnością swoich zagrań. W końcu jednak zaczęła bardziej ryzykować, a przecież i tak jest jedną z najbardziej ofensywnie grających tenisistek w stawce. I to zbiegło się z małym kryzysem Coco Gauff, a u niej jedno wahnięcie często wywołuje całą lawiną zdarzeń. Keys odrobiła stratę przełamania, na dodatek dokonała tego po podwójnym błędzie serwisowym rodaczki. Najgorsze dla trzeciej rakiety świata, a w wirtualnym rankingu już drugiej, miało dopiero przyjść w tie-breaku. Przy stanie 4:4 Coco znów dwa razy nie trafiła serwisem, podłamała się. Wygranie seta przez Keys było formalnością. Przekleństwo podwójnych błędów Coco Gauff. Faworytka popisowo zawaliła mecz Świetna dyspozycja Coco Gauff z poprzednich spotkań gdzieś się ulotniła, 20-latka grała nad wyraz przeciętnie, kątowe zagrania czy efektowne dropszoty pojawiały się w znikomych ilościach. Ale też i Keys w drugiej partii nie utrzymała tego poziomu co wcześniej. Sporo było przełamań, to jednak młodsza z Amerykanek zdołała ostatecznie wyrównać stan meczu na 1:1. Co jednak o niczym jeszcze nie świadczyło, obie grały bardzo nierówno. W trzecim secie znów można było zakładać, że Coco jednak awansuje, przełamała Madison Keys, która popełniała błąd za błędem. Mogła czuć już spore zmęczenie, nie była precyzyjna. Gauff prowadziła 4:2, przy 4:3 zaś serwowała po kolejnego gema. I nie wywalczyła go, Keys w akcji przy 30:30 popisała się sprytem, zmniejszyła siłę uderzenia. A za chwilę 20-latka... popełniła kolejny podwójny błąd, już jedenasty w meczu. Zrobił się remis, wszystko wróciło do punktu wyjścia. Młoda gwiazda tenisa już się nie pozbierała, znów przegrała z własną mentalnością. Gdy Keys odskoczyła na 5:4, Gauff stanęła pod ścianą. Musiała wyrównać, by zostać w turnieju, a popełniła na starcie dwa kolejne podwójne błędy - nr 12 i 13 w meczu. Za chwilę zaś było już 0:40. Obroniła jeszcze dwa meczbole, kolejnego nie dała rady. I to Madison Keys pierwszy raz w karierze zagra w stolicy Hiszpanii w ćwierćfinale - jej rywalką będzie Ons Jabeur.