Coco Gauff przełamana w gemie otwarcia. 10 godzin różnicy wzięło górę. Czeka na Świątek
Mecz Aryny Sabalenki z Jeleną Rybakiną miał rozgrzać kibiców na stadionie w Wuhanie, ale liderka rankingu WTA nie zostawiła tym razem Kazaszce złudzeń. Poza krótkim fragmentem w drugim secie nie było to jednak spodziewanych emocji. A po nich na obiekcie pojawiły się Coco Gauff i Laura Siegemund, zawodniczki w wieku 21 i 37 lat. Ta druga spędziła na kortach w Wuhanie dotąd blisko 12 godzin, Amerykanka zaś - niecałe dwie. Nic więc dziwnego, że Niemce nie dawano większych szans. A ona postanowiła udowodnić, że w tenisie nie ma rzeczy niemożliwych. Skończyło się jednak setem do zera.

Na piątek organizatorzy WTA 1000 w Wuhanie zaplanowali cztery spotkania ćwierćfinałowe w grze pojedynczej, ale też cztery mecze tej fazy w deblu. W planie gier dwukrotnie znalazła się więc Laura Siegemund, chyba najbardziej podziwiana dziś tenisistka w Wuhanie. Najstarsza, która pozostała w rywalizacji, po wycofaniu z debla Sary Errani, tworzącej duet z Jasmine Paolini.
37-letnia Czeszka przeczy bowiem wszystkim zasadom, które obowiązują w upalnym Wuhanie. Kilka tenisistek kreczowało z powodu złego samopoczucia, Jelena Ostapenko doznała udaru słonecznego, Emma Raducanu osłabła na korcie centralnym, pod dachem.
Laura Siegemund zaś niemal wszystkie swoje mecze toczyła na otwartych obiektach, w ponad 30-stopniowym upale. Jedynie to z Mirrą Andriejewą było "uprzywilejowane", z uwagi na pozycję rywalki. 156 minut rywalizacji z Dajaną Jastremską, 181 minut z Andriejewą, 159 minut z Magdaleną Fręch, a dodatkowo - 217 minut w dwóch potyczkach deblowych. To wszystko Niemka miała już w nogach.
Coco Gauff w drodze do ćwierćfinału grała przez... 111 minut. Łącznie. Moyuce Uchijimie i Shuai Zhang oddała zaledwie sześć gemów.
WTA 1000 Wuhan. Laura Siegemund kontra Coco Gauff na centralnym korcie. Grały potencjalne rywalki Igi Świątek w półfinale
Piątkowe zmagania w Wuhanie rozpoczęły się od zaciętej potyczki Jessiki Peguli z Kateriną Siniakovą, która w Chinach również łączy singla i debla. A później hitowe starcie Aryny Sabalenki z Jeleną Rybakiną zakończyło się jednak dość spokojną wygraną Białorusinki - po raz 20. w karierze triumfowała w tym mieście.
I to Pegula z Sabalenką stworzą w sobotę pierwszą półfinałową parę. O miejsca w drugiej najpierw zaczęły rywalizować Gauff i Siegemund, a po godz. 13 polskiego czasu na korcie pojawią się Iga Świątek i Jasmine Paolini.

Zdecydowaną faworytką w meczu Amerykanki i Niemki była oczywiście ta pierwsza, wyliczenia sztucznej inteligencji dawały Siegemund tylko 17 procent szans na awans. A tymczasem Coco zaczęła mecz od podwójnego błędu, za chwilę została przełamana.
Nie świadczyło to jeszcze o żadnym wstępie do sensacji, słabością Laury jest bowiem jej... serwis. Nie wprowadza piłki do gry zbyt mocno, niemal do maksimum wykorzystuje czas 25 sekund na wykonanie pierwszego serwisu. A gdy musi go poprawiać, jeszcze bardziej wszystko spowalnia. To może irytować rywalki, tak samo jak wczoraj irytowało Magdalenę Fręch.
Siegemund miała jasną koncepcję - jeśli tylko się da, zagrywać przez forhend rywalki, bo to słabsza strona Gauff. I próbować grać kombinacyjnie, zmieniać tempo, zbiegać do siatki. To potrafi wyprowadzić z równowagi.
Gauff miała pewne problemy z dostosowaniem się do takiego rytmu i tempa, ale dość szybko zaczęła jednak dominować. Dobrze przy tym biegała do skrótów rywalki, Siegemund szybko przekonała się, że to nie jest najlepszy pomysł. Coco momentalnie odrobiła stratę przełamania, kluczowy tutaj okazał się szósty gem. W bólach, ale jednak udało się Gauff wywalczyć drugiego breaka. Faworytka odskoczyła na 4:2, całego seta wygrała 6:3. Był trochę nużący, trwał 48 minut, ale zmęczenie całym turniejem coraz mocniej dawało się we znaki niemieckiej weterance.
Siegemund skorzystała z przerwy toaletowej, poszła do szatni. Gdy kończyły seta, na zegarze w narożniku kortu było 0:48, gdy zaczynały drugiego - 0:56. Krótki odpoczynek nie pomógł. I nic nie zapowiadało już powtórki sprzed dwóch lat, gdy spotkały się w pierwszej rundzie US Open. Wtedy stoczyły trzysetowy bój, blisko trzygodzinny - najdłuższy Amerykanki w drodze po tytuł US Open. Wtedy amerykańscy kibice buczeli, Gauff protestowała u sędziego, gdy Siegemund przekraczała limit czasu na serwis. - Mam już 35 lat, po co gram w tenisa? Zarobiłam dobre pieniądze, nie poprawię już raczej swojej najwyższej pozycji w rankingu. Gram dla ludzi! - mówiła zapłakana Laura po tamtym spotkaniu.
Wtedy była 121. w rankingu WTA, dziś miała szansę wskoczyć na 32. w rankingu WTA "na żywo", zaledwie o pięć niższe od jej rekordowego z 2016 roku. W wieku 37 lat!
Warunkiem było jednak pokonanie bardziej wypoczętej Coco Gauff. Nie udało się, choć Niemka nie oddała drugiego seta bez walki. Mimo jednoznacznego wyniku - 6:0 dla faworytki. Siegemund skracała wymiany, brakowało jej już sił. I poległa. W piątek musi jednak jeszcze stanąć do drugiego boju o półfinał, tym razem w deblu.
Gauff zaś czeka na rozstrzygnięcie w pojedynku Świątek - Paolini. Jeśli Iga wygra po raz siódmy z Włoszką, a jest faworytką, to już po raz szesnasty zagra z 21-letnią Amerykanką. Polka ma z nią bilans 11:4, ale trzy ostatnie starcia - wszystkie w ciągu 12 miesięcy - zakończyły się wiktoriami Coco. W tym aż 6:1, 6:1 w półfinale w Madrycie.
Początek meczu Polki po godz. 13.













