Turniej w Berlinie z pewnością zapisze się w pamięci fanów i to co najmniej z kilku powodów. Pierwszym jest jego piekielnie mocna obsada - w akcji oglądaliśmy między innymi Coco Gauff, Arynę Sabalenkę czy Jelenę Rybakinę. Drugim - fakt, że zawodniczki dopadła prawdziwa plaga kontuzji. Z powodu urazów zmagania przedwcześnie zakończyły m.in. Białorusinka i urodzona w Moskwie reprezentantka Kazachstanu, a podobny los spotkał też między innymi Ons Jabeur. Suchą stopą przez pierwsze fazy imprezy przeszła za to Jessica Pegula. Amerykanka, wracająca do gry po problemach zdrowotnych (z tego powodu zabrakło jej m.in. podczas Rolanda Garrosa) w drodze do półfinału odprawiła Donnę Vekić i Kateřinę Siniakovą. Jej rywalką w meczu o finał była Gauff, a pojedynek, choć dość jednostronny miał jednak mocno niecodzienny przebieg. W sobotę przerwano go przy stanie 7:5, 6:6 (3-1) na korzyść rozstawionej z "czwórką" Peguli. Wznowiony został dzień później, a druga jego część trwała... ledwie kilka minut. 30-latka z Buffalo postawiła kropkę nad "i", za co nagrodzona została finałem, rozpoczynającym się po ledwie kilkudziesięciominutowej przerwie. W nim miała sprawdzić siły w starciu przeciwko Annie Kalinskiej. Rosjanka "skorzystała" na kreczu Sabalenki - co ciekawe, pierwszym w jej zawodowej karierze. Kuriozalne otwarcie finału Także i sam finał miał kuriozalny wręcz przebieg. Amerykanka szybko objęła prowadzenie 3:0, przełamując podanie rywalki, po czym gra została przerwana na żądanie przeciwniczki. Przerwa medyczna trwała dobrych kilka minut, a po niej... Kalinska doszła do głosu. Wygrała dwa kolejne gemy, zaliczając przełamanie powrotne i... znów poprosiła o przerwę. W powietrzu wisiał więc kolejny na tym turnieju krecz, ale sprawy przybrały kompletnie nieoczekiwany obrót. Rosjanka nie tylko wróciła do gry, ale i odrobiła straty, doprowadzając do tie-breaka. Ten wygrała... 7-0. Powiedzieć, że był to szalony mecz, to trochę za mało. Druga partia zaczęła się bowiem od przełamania na korzyść Peguli i jej prowadzenia 2:0. Kalinska odrobiła stratę w szóstym gemie, ale natychmiast znowu straciła podanie. Tej drugiej przewagi Amerykanka już nie zmarnowała zakończyła seta po swojej myśli (6:4). O zwycięstwie decydowała więc trzecia partia. Ją lepiej zaczęła Rosjanka, bowiem już w czwartym gemie odebrała serwis Peguli, co uczyniła za pierwszą okazją. W kolejnym Amerykanka miała szansę na odrobienie strat, ale wtedy tenisistce z Moskwy pomógł serwis, a ostatecznie 25-latka przechyliła szalę na swoją korzyść i prowadziła 4:1. W siódmym gemie już ta sztuka się Kalinskiej nie udała. Przegrywała bowiem 0:40 i choć obroniła pierwszego break pointa, to w następnym posłała piłkę z forhendu w siatkę. I już nie miała przewagi. Szalona końcówka spotkania Podobnie mogło być w dziewiątym, kiedy Rosjanka przegrywała już 0:40, potem Amerykanka miała jeszcze jedną szansę na przełamanie, ale jednak gem padł łupem zawodniczki z Moskwy. Pegula serwowała więc, aby utrzymać się w meczu, co zrobiła wychodząc ze stanu 15:40, by następnie obronić jeszcze trzecią i czwartą piłkę meczową. W 12. gemie 25-latka miała kolejną piłkę meczową, rywalka wybroniła się asem serwisowym, tak więc o losach pojedynku decydował tie-break. W nim lepsza była Pegula, zwyciężając 7:6 (7-3) po dwóch godzinach i 38 minutach gry. To piąty triumf Amerykanki w karierze, a pierwszy na trawie. Finał: Jessica Pegula (USA, 4.) - Anna Kalinska 6:7 (0-7), 6:4, 7:6 (7-3)