Dla Chwalińskiej ten sezon to jak na razie rollercoaster. Zawodniczka z Dąbrowy w styczniu w Porto dotarła do finału turnieju ITF, gdzie uległa Jessice Bouzas Maneiro, po trzysetowym boju, ale w przeciągu całego turnieju zostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie. Jednak już wtedy na korcie pojawił się fizjoterapeuta, bo Polka miała lekkie problemy z urazem. Pod koniec kwietnia dotarła do głównej drabinki mocno obsadzonego turnieju ITF W100 w Oeiras, gdzie jednak musiała uznać wyższość turniejowej "dwójki" Lucrezzi Stefanini. Wcześniej jednak także pokazała się z całkiem dobrej strony, choć miewała też momenty, gdzie jej mecze były naprawdę dziwne. W Wiesbaden zapowiadało się, że może ugrać coś więcej, ale niestety znów na drodze stanęła kontuzja. Co za pech Polki. Wycofanie w takim momencie Stosunkowo krótkie, bo zaledwie dwustopniowe eliminacje, Maja Chwalińska przeszła bez kłopotu. W I rundzie nasza tenisistka zwyciężyła Chorwatkę Antonię Ruzić 6:3, 6:2. Z kolei w decydującej fazie eliminacji pokonała Niemkę Minę Hodzic 6:3, 6:4. I wydawało się, że może "namieszać". Niestety, zanim doszło do pierwszego spotkania, w którym miała się zmierzyć z Veroniką Erjavec (WTA 169), Polka wycofała się z dalszej rywalizacji. Nieoficjalną przyczyną są problemy z udem, które już wcześniej dawały o sobie znać. Na pocieszenie w turnieju została nam spisująca się ostatnio całkiem dobrze Gina Feistel. Tenisistka ze swoim rankingiem WTA z początku siódmej setki, nie miała w teorii żadnych szans na start w mocno obsadzonym turnieju ITF W100 w Wiesbaden. W ostatniej chwili wskoczyła jednak do eliminacji, a w nich pokonała dwie tenisistki znajdujące się 400 miejsc wyżej w rankingu. W tym m.in Monę Barthel, byłą 23. rakietę świata, choć przegrywała z nią już 1:6 i 0:3.