W ubiegłym roku zawodniczki i zawodnicy z Rosji oraz Białorusi nie mieli możliwości przystąpienia do rywalizacji na kortach Wimbledonu, przez co zarówno organizacja WTA, jak i ATP nie przyznawały punktów rankingowych za ten turniej wielkoszlemowy. Deklaracja neutralności przed startem na Wimbledonie W tym roku organizatorzy postanowili się jednak ugiąć i dopuścić sportowców z obu wspomnianych krajów do zmagań, pod warunkiem zachowania neutralności i bez możliwości wykorzystania symboli narodowych. Co więcej, tenisistkom i tenisistom z Rosji i Białorusi zakazuje się wyrażania poparcia dla rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zawodnicy i zawodniczki będą musieli podpisać trzystopniową "deklarację neutralności". Jak przekazała w rozmowie z mediami dyrektor generalna Wimbledonu Sally Bolton zawiera ona zakaz występów w narodowych barwach, dowód na to, że nie są wspierani przez spółki kontrolowane przez rząd, a także wspomniany zakaz poparcia dla inwazji. Tylko podpis pod tą deklaracją umożliwi Rosjanom i Białorusinom występ na kortach Wimbledonu. W rosyjskich mediach już jednak pojawiły się głosy, że zawodnicy traktowani są w sposób niesprawiedliwy i żadnych deklaracji nie powinni podpisywać. Rosjanie nie podpiszą deklaracji? - Wszystko jest zapisane w regulaminie ATP i WTA, łącznie z regulaminem meczu, zachowaniem zawodnika, a nawet wywiadem: co zawodnik może powiedzieć, a czego nie. Gracze nie muszą już niczego podpisywać - uważa półfinalista French Open z 1989 roku Andriej Czesnokow, cytowany przez "Championat". - Teraz będą wymagać podpisania jednego dokumentu, a potem drugiego - mówi Czesnokow. - Dla mnie wszystko jest proste: albo dopuszcza się graczy, którzy przez półtora roku nie powiedzieli nic negatywnego w sensie politycznym, albo nie - dodaje. Dziennikarze "Championatu" sugerują jednak, że większość czołowych tenisistów z Rosji i Białorusi już wcześniej zapowiedziała, że chce wystartować w Wimbledonie i zapewne podpiszą deklarację ws. neutralności.