Novak Djoković nie zawiódł kibiców i wygrał swój pierwszy mecz w Roland Garros. Zawodnik awansował do kolejnej części rozgrywek w Paryżu po starciu z reprezentantem Stanów Zjednoczonych, Aleksandarem Kovaceviciem 6:3, 6:2, 7:6 (1). 36-latek po ostatniej piłce podszedł do kamery i napisał dwa zdania, które wywołały ogromny skandal i rozpętały burzę w internecie. "Kosowo to serce Serbii! Skończmy z przemocą" - mogliśmy przeczytać na obiektywie. Mężczyzna w ten sposób nawiązał do napiętej sytuacji na granicy serbsko-kosowskiej. W ostatnich dniach znowu doszło tam do starć, w wyniku których ranni zostali żołnierze sił pokojowych NATO. Wymowny gest 36-latka nie spodobał się kibicom, którzy uważają, że tenisista w ten sposób chciał ogłosić całemu światu, że jest przeciwny niepodległości Kosowa. Niektórzy nawiązali też do wojny w Ukrainie. "Jak na ironię, takie prowokacyjne stwierdzenia w dzisiejszych czasach wspierają jedynie działania wojenne. Wyobraź sobie rosyjskiego zawodowego sportowca proszącego o pokój" - brzmiały komentarze na Twitterze. W mocnych słowach sytuację komentują również Brytyjczycy. Czarny dzień gwiazd. Kolejna za burtą Rolanda Garrosa Nie mają litości dla Novaka Djokovicia po incydencie na korcie Organizatorzy wielkoszlemowego turnieju nie zamierzają wyciągać konsekwencji i w żaden sposób karać Serba. "Nie ma oficjalnej zasady Wielkiego Szlema określającej, co gracze mogą, a czego nie mogą mówić. Francuska Federacja Tenisowa nie podejmie żadnych działań" - przekazała agencja Reuters. Inaczej do sprawy podeszli Brytyjczycy. Tamtejszy dziennik "Telegraph" nie zostawił suchej nitki na utytułowanym sportowcu. "Zniszczyć reputację, deportować. Novak Djoković i tak ma to wszystko gdzieś" - brzmi tytuł artykułu o skandalu z udziałem tenisisty. Nie mogło tego zabraknąć na urodzinach Świątek. Aż jej się oczy zaświeciły