Chińczycy wiwatują, Świątek nie dostanie rewanżu. Ostatnia pogromczyni Polki za burtą
Niebywałe rzeczy działy się podczas trzeciego meczu na korcie centralnym w Wuhanie - wspomagana dopingiem przez kibiców Shuai Zhang rywalizowała z Emmą Navarro, która niespełna tydzień pokonała w Pekinie naszą Igę Świątek. Chinka prowadziła 6:2 i 2:1 z przełamaniem, kibice świętowali. A później Amerykanka wygrała osiem gemów z rzędu, uciszyła halę. Prowadziła 3:0 w trzecim secie, gdy doszło do całkowitego zwrotu akcji. I chyba nawet Chińczycy nie wierzyli w coś takiego.

Zaledwie sześć dni temu w Pekinie Emma Navarro grała koncertowo - pokonała światową dwójkę Igę Świątek, w ostatnim secie rozbiła Polkę 6:0. Dokonała tego jako trzecia w tym roku, a właściwie nawet - jako trzecia w ostatnich czterech latach, co jest dużą sztuką. Grała konsekwentnie, cierpliwie, była znakomicie przygotowana taktycznie.
Jej przygoda z turniejem w stolicy Chin zakończyła na kolejnej rundzie - wygrała pierwszego seta w boju o półfinał z Jessicą Pegulą, ale wyraźnie poległa w dwóch kolejnych.
W Wuhanie miała prawo liczyć na powtórkę, dość dobrze losowała. Owszem, szybko na jej drodze znajdowała się Coco Gauff, ale rodaczka od dłuższego czasu nie imponuje formą, dopiero jej szuka. I chyba nikt nie spodziewał się, że nagłe załamanie nastąpi w starciu z chińską weteranką Shuai Zhang. I to jeszcze w takim stylu - po kapitalnym okresie spotkania, wygranych ośmiu gemach z rzędu i 32 z 37 kolejnych akcji.
A jednak taka historia miała miejsce. Navarro pożegnała się z Wuhanem.
WTA 1000 Wuhan. Rozstawiona Emma Navarro kontra 36-letnia Shuai Zhang. Zawodniczka ze 142. miejsca w rankingu
Spotkanie na korcie centralnym od początku było bardzo dziwne. Navarro wygrała łatwo pierwszego gema w meczu, a później była zaskakiwana przez dużo starszą rywalkę. Tak jak w meczu ze Świątek często grała przez środek, pod końcową linię, a poirytowana tym Iga starała się każdą piłkę atakować, tak dzisiaj popełniała przy tym masę błędów. W pierwszym secie naliczono ich 13, a przecież sprawy toczyły się niezwykle szybko.
Nie minęło nawet pół godziny, a Zhang wygrywała 5:1 i 40-0, miała trzy szanse na skończenie seta. To się nie udało, trochę Emmie pomógł serwis. Gdy jednak stanęła na returnie, koszmary wróciły. 6:2 dla Chinki.

Kibice w Wuhanie, choć trudno tu było mówić o wypełnieniu stadionu choćby w połowie, żyli tym spotkaniem. Wspierali swoją zawodniczkę, bo ta dokonywała rzeczy niezwykłej. Zresztą służy jej gra w kraju. Rok temu miała serię 24 kolejnych przegranych meczów w imprezach WTA, ciągnęła się ta passa przez 20 miesięcy. Aż przyjechała do Pekinu, pokonała McCartney Kessler i coś zatrybiło. Wyrzuciła z turnieju jeszcze właśnie Navarro, Greet Minnen, Magdalenę Fręch - dotarła do ćwierćfinału.
A teraz też nie miała wygranego meczu w WTA od początku kwietnia, przełamanie nastąpiło w Pekinie. Odpadła w trzeciej rundzie, prowadziła z późniejszą triumfatorką China Open Amandą Anisimovą 5:3, w tie-breaku miała trzy setbole. Nie postawiła kropki nad i, by dołożyć dodatkową presję na faworytkę.
Dziś też sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Stadion ucichł, gdy ze stanu 6:2, 2:1 (z przełamaniem) zrobiło się 6:2, 2:6, 0:3. Navarro miała pełną kontrolę nad spotakniem, wygrała 32 z 37 kolejnych akcji. I było niemal pewne, że potrzebuje może z 10 minut na dokończenie spotkania.
I wtedy nastąpił kolejny całkowity zwrot, Chinka zaczęła ryzykować, trafiała raz za razem. Odrobiła straty, poszła dalej. Wygrała sześć ostatnich gemów, podłamana Navarro wyrzucała piłkę za piłką. 13 kolejnych błędów, 31 w całym spotkaniu. I stało się, odpadła z rywalizacji.
Już więc wiadomo, że jeśli Iga Świątek awansuje w Wuhanie do półfinału, to nie dostanie tam okazji do rewanżu za Pekin.













