W środę o ćwierćfinał Polak zagra z Rosjaninem Konstantinem Krawczukiem. Kubot, który we Wrocławiu gra dzięki "dzikiej karcie", świetnie zaczął mecz. Japończyk nie radził sobie z mocną zagrywką Polaka oraz agresywnym returnem i przy stanie 2:1 lubinianin przełamał rywala, a następnie wygrał swoją zagrywkę i prowadził już 4:1. Wydawało się, że nie odda już inicjatywy w tym secie. Od tego momentu Morija zaczął jednak odrabiać straty. Znalazł sposób na silną zagrywkę Polaka, mniej mylił się od Kubota przy dłuższych wymianach i szybko doprowadził do remisu. Przy stanie 5:5 każdy wygrał swoją zagrywkę i o wszystkim miał rozstrzygnąć tie-break. W nim Japończyk prowadził już 5:3, ale wówczas Kubot znowu zaczął trafiać swoją silną zagrywkę i zwyciężył 7:5. - Moja taktyka na mecz była taka, aby dużo atakować jego pierwszy serwis. Mieszałem rytm gry, bo wiedziałem, że dużo biega. Przy stanie 3-5 powiedziałem sobie, że gram wszystko w kort i zobaczymy, jaką on ma pewność siebie. I ta moja konsekwencja zaowocowała punktami. Mogło być jednak różnie, ale na szczęście ułożyło się to dla mnie dobrze - skomentował po meczu Kubot. Drugi set zaczął się podobnie jak pierwszy, czyli od dominacji Kubota i przełamania rywala. Przy stanie 4:2 Polak mógł ponownie wygrać zagrywkę Japończyka, bo prowadził już 30:0, ale Morija zdołał jeszcze odwrócić losy tego gema. Nie udało się mu jednak już do końca meczu przełamać podania Kubota i blisko dwa tysiące kibiców zgromadzonych w hali mogło oklaskiwać na stojąco zwycięstwo Polaka. Lubinianin podsumowując spotkanie nie ukrywał, że był zaskoczony tak dużą frekwencją kibiców w hali. - Dziękuję kibicom, którzy przybyli, aby obejrzeć weterana kortów. Dziękuję też za 'dziką kartę', dzięki której mogłem zagrać we Wrocławiu. Nie ukrywam, że brak mi jeszcze ogrania i było to widać. Nie było dzisiaj wielkiego tenisa, nie było długich wymian, ale takie było założenie, aby grać na jedną, dwie piłki. Nie chodziło jednak o ładną grę, ale o zwycięstwo, bo ono było najważniejsze i udało się osiągnąć ten cel - podsumował Polak. Przed meczem Kubota w hali Orbita wystąpili Paweł Ciaś (582. ATP) i Kamil Majchrzak (298. ATP), ale obaj przegrali i dopadli z turnieju. Pierwszy gładko uległ Kazachowi Aleksandrowi Nedowiesowi (175. ATP) 1:6, 3:6, a drugi po wyrównanej walce (4:6, 4:6) musiał uznać wyższość Rosjanina Jewgienija Donskoja (83. ATP), który we wrocławskim challengerze jest rozstawiony z numerem pierwszym.