Z rywalizacji odpadł Kacper Żuk po porażce z innym zawodnikiem z Włoch - Gianlucą Magerem 6:7, 4:6. Faworytem spotkania Ciasia i Gianniessiego był ten drugi. Włoch, zwycięzca szczecińskiego challengera sprzed trzech lat, w tegorocznej edycji został rozstawiony z "dziewiątką". Wszyscy spodziewali się, że Ciasia czeka dziś arcytrudne zadanie, a tymczasem aktualny mistrz Polski poradził sobie z nim śpiewająco. Nasz reprezentant nie dał utytułowanemu rywalowi żadnych szans i w całym pojedynku pozwolił sobie na stratę zaledwie dwóch gemów, a mecz trwał jedynie 55 minut. Środowa konfrontacja była wyrównana przez kilka początkowych gemów. Obaj zawodnicy mieli szanse na przełamanie, ale wypracowane okazje wykorzystywał tylko Ciaś. Polak zaciekle walczył o każdy punkt, nie odpuszczał ani na moment i krok po kroku budował przewagę. Od stanu 3:2 w inauguracyjnej partii na korcie rządził już tylko nasz reprezentant. Mistrz kraju wygrał dziewięć gemów z rzędu i w świetnym stylu zapewnił sobie awans do III rundy szczecińskiego challengera, imprezy zaliczanej do cyklu Lotos PZT Polish Tour. Mecz zakończył się efektownym asem serwisowym w wykonaniu naszego zawodnika. - Początek był dość wyrównany, pojawiło się też trochę stresu z mojej strony. Im dalej w mecz, tym rozgrzanie organizmu i koncentracja były większe. Cały czas odsuwałem rywala od kortu i nie pozwoliłem mu na prowadzenie gry. W pewnym momencie widziałem już, że przeciwnik jest delikatnie zrezygnowany. Próbował, ale nie na 200 procent. Nie interesowało mnie jednak jego zachowanie i w całości skupiałem się na sobie - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Ciaś. Wczesnym popołudniem z bardzo dobrej strony pokazał się także Kacper Żuk. Młody tenisista z Warszawy przez dwa sety walczył jak równy z równym ze sklasyfikowanym na 142. miejscu rankingu ATP Włochem Gianlucą Magerem. Nasz reprezentant miał w tym spotkaniu swoje szanse, ale ostatecznie górą okazał się doświadczony tenisista z Italii, który triumfował 7:6(6), 6:4. - Przegrałem ten mecz na własne życzenie. W ważnych momentach próbowałem zbyt szybko kończyć akcje, nie chciałem doprowadzać do dłuższych wymian, popełniałem proste błędy. Na co dzień nie mam okazji do gry z rywalami z takim rankingiem, więc brakuje mi ogrania. Jako młodszy i niedoświadczony, chciałem rozdawać karty za szybko i przeciwnik to wykorzystał - analizował swój występ Żuk. Damian Michalski stoczył prawie trzygodzinny bój o trzecią rundę. Jego rywalem był doświadczony Argentyńczyk Facundo Bagnis. Polak rozstrzygnął mecz dopiero tie-breakiem w trzecim secie. - Początek meczu należał do rywala. Gdy się rozgrzałem i wszedłem w grę, na pierwszego seta było już za późno. Potem grałem lepiej. W trzeciej partii długo miałem przewagę jednego przełamania, ale jej nie wykorzystałem. Nie rozpamiętywałem jednak straconej szansy. Z czystą głową wyszedłem na tie-breaka, który potoczył się po mojej myśli - opowiadał Michalski. 19-letni Polak w meczu o ćwierćfinał zagra z obrońcą tytułu sprzed roku Argentyńczykiem Guidem Andreozzim. Z turniejem pożegnał się doświadczony Kohlschreiber. Były ćwierćfinalista Wimbledonu wprawdzie w premierowym secie nie oddał ani gema Włochowi Riccardowi Bonadio, ale potem wyraźnie przegrał dwa kolejne sety (4:6, 3:6). Rozstawiony z numerem jeden Hiszpan Albert Ramos-Vinolas wyeliminował innego Niemca Johannesa Haerteisa, wygrywając 6:2, 6:4. - Zagrałem dobrze, ale zawsze trudno jest rywalizować z tak groźnym rywalem jak Haerteis. Zdecydowałem się na przyjazd do Szczecina, bo na całym świecie gra toczy się teraz na twardej nawierzchni, a ja najlepiej czuję się na kortach ziemnych. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć punkty, których potrzebuję do tego, żeby wrócić do Top 40 światowego rankingu - powiedział po meczu Ramos-Vinolas. Wyniki środowych meczów 2. rundy z udziałem Polaków: Paweł Ciaś (Polska) - Alessandro Giannessi (Włochy, 9.) 6:2, 6:0 Daniel Michalski (Polska) - Facundo Bagnis (Argentyna, 11.) 5:7, 6:4, 7:6 (7-1) Gianluca Mager (Włochy, 8.) - Kacper Żuk (Polska) 7:6 (8-6), 6:4 Facundo Arguello (Argentyna, 12.) - Filip Kolasiński (Polska) 6:4, 7:6 (8-6)