Dla Daniela Michalskiego decyzja o grze na Sardynii nie była z pewnością łatwa. Zrobił krok w tył, bo po kilkunastu tygodniach rywalizacji w challengerach ATP, a nawet eliminacjach ATP 250 w Lyonie, zdecydował się na powrót do zmagań w zawodach ITF. I to tych niezbyt prestiżowych, za to w swojej ulubionej miejscowości Santa Margherita di Pula na Sardynii. Ta decyzja miała jednak solidne podstawy - tenisista z Warszawy przegrał pięć ostatnich spotkań w tourze. Granie jednego meczu w tygodniu nie rozwija - na włoskiej wyspie rozegrał aż pięć potyczek. I stracił w nich zaledwie jednego seta. Daniel Michalski był faworytem. Do finału dotarł błyskawicznie Michalski przebrnął przez poprzednie rundy jak torpeda - wygrał wszystkie mecze 2:0, rywale zdobyli w ośmiu setach zaledwie 13 gemów. Taka postawa mogła imponować, ale też Polak miał tu zdecydowanie najwyższe notowanie - w rankingu ATP jest 276., był oczywiście rozstawiony z jedynką. Dwójka w drabince, Hiszpan Carlos Lopez Montagud, zajmuje miejsce 364., ale już w ćwierćfinale poległ w starciu z rozstawionym z ósemką Włochem Federico Arnaboldim. I to ten zawodnik był w sobotę rywalem Michalskiego w finale całego turnieju. Włoch zaskoczył polskiego tenisistę. W połowie drugiego seta wszystko się zmieniło Polak zaczął tę rywalizację bardzo źle, był chyba zaskoczony niezwykłą precyzją zagrań swojego rywala. Może poza pierwszym gemem, bo Michalski "przywitał" się z finałem przełamując przeciwnika. Już jednak od stanu 2:2 górą był Włoch, to on wygrał cztery kolejne gemy i zarazem całego seta. Zapowiadało się więc na sporą niespodziankę, zwłaszcza, że Arnaboldi miał zaskakującą wysoką skuteczność drugiego podania, a Michalski - fatalną. W drugim secie to się już zmieniło. Jeszcze do stanu 3:3 szli łeb w łeb, wtedy Polak przełamał swojego rywala, choć Włoch prowadził już 30:0. Michalski już tej szansy nie zmarnował, w grze trzymał go skuteczny pierwszy serwis, miał nawet szansę na kolejne przełamanie i szybsze zakończenie seta. Doprowadził go jednak do końca w swoim gemie, wygrał 6:4. A później Polak już bezboleśnie prowadził do zakończenia tego spotkania. Owszem, w decydującym secie kilka gemów było bardzo długich, ale można było odnieść wrażenie, że Arnaboldi z każdą minutą słabnie, popełnia coraz więcej błędów. Polak zaś grał konsekwentnie, często na ciało rywala. W ostatnim gemie tego trzygodzinnego starcia Włoch wyrzucił trzy pierwsze piłki poza kort, a ostatnią akcję 23-letni zawodnik Mery Warszawa zakończył efektownym forhendem. Jedenasty turniej w karierze wygrany przez Michalskiego. Sardynia to jego ulubione miejsce Daniel Michalski wygrał swój jedenasty turniej ITF, a już czwarty w Santa Margherita di Pula. Ta mała miejscowość na Sardynii staje się powoli jego ulubioną bazą - triumfował tu na początku października zeszłego roku, dwukrotnie tej wiosny. No i teraz. Łącznie startował sześć razy, bilans to cztery zwycięstwa, jedna porażka w finale i jedna w półfinale. Polak dostanie 25 punktów - za nieco ponad tydzień w notowaniu ATP powinien być w okolicach 255-260 miejsca. A w kolejnym tygodniu znów będzie najwyżej rozstawiony w Santa Margherita di Pula, choć tym razem w stawce znajdą się też bardziej wymagający rywale. Turniej ITF M25 w Santa Margherita di Pula, korty ziemne. Finał singla Daniel Michalski (Polska, 1) - Federico Arnaboldi (Włochy, 8) 2:6, 6:4, 6:2.