Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Myślisz jeszcze o meczu z Jeleną Rybakiną w Billie Jean King Cup. Między wami nie było widać rankingowej różnicy, stoczyłaś wyrównany pojedynek z jedną z najlepszych zawodniczek tego sezonu. Weronika Falkowska, obecnie 277. zawodniczka na świecie i 90. w deblu.: To był mój pierwszy mecz z tenisistką z pierwszej dziesiątki rankingu WTA. Ważny dla mnie, a w tamtej chwili jeszcze ważniejszy dla reprezentacji. Bardzo się zmobilizowałam. Nastawiałam się pozytywnie, nawet na zwycięstwo, robiłam swoje. Nie myślałam o rankingu. Tego dnia ona była do ogrania. Okazała się lepsza w tenisowych detalach, a w najważniejszych momentach wykorzystywała swoją silną broń, czyli serwis. Parę razy zagrała wygrywający serwis, albo zaserwowała asa. To zdecydowało o wyniku. Ale tak, muszę to potwierdzić, mam wrażenie, że zagrałam z nią równy mecz. Na czym polega siła serwisu Rybakiny? Naprawdę nie można odebrać piłki po jej podaniu? - Serwuje bardzo płasko i bardzo mocno. To wysoka zawodniczka, po zagraniu z serwisu piłka odbija się wyżej niż jak podaje niższa tenisistka. Piłka bardziej skacze, wręcz podskakuje. To mi sprawiało ogromny problem. W Astanie Rybakinie sprzyjała nawierzchnia. To była mączka, ale położona na twardej nawierzchni. Piłka odbijała się bardziej jak na "hardzie" niż na cegle. Jej serwis był przez to nieprzewidywalny. Po meczu z Rybakiną nie dziwisz się, że w tym sezonie Iga Świątek przegrała z tą zawodniczką trzy razy? - Bardzo się trudno gra z taką zawodniczką jak Rybakina. Serwis to jedno. Ona w ogóle nie pokazuje emocji. Wiadomo, że trzeba skupiać się na sobie, samemu zapanować nad emocjami, ale zawsze łatwiej gra się z kimś, kto się zdenerwuje po nieudanym zagraniu, wpadnie w złość, zaklnie. Ona jest cały czas grzeczna, dobrze ułożona psychicznie, nie kłóci się. Dużo dzięki temu zyskuje, również w meczach z Igą. Analizowałaś mecze Rybakiny, szczególnie te z Igą? - Oglądałam mecz między nimi z Indian Wells, tak żeby dostosować taktykę w spotkaniu w Astanie, wiedzieć czego się spodziewać, co prezentuje Rybakina. Ale szczerze mówiąc mało oglądam tenis kobiet, staram się oglądać męski tenis i brać przykład z tenisistów z ATP. Ale potrafisz wskazać kandydatki do zwycięstwa w Roland Garrosie? - Raczej nie jest nią Rybakina. Jest typową zawodniczką, która dobrze sobie radzi na nawierzchni twardej. Gra płasko, a na mączce są dłuższe wymiany, piłki zagrywa się z rotacją. Tak wiem, że wygrała w Rzymie, ale to był specyficzny turniej. W meczach z Rybakiną trzy zawodniczki skreczowały, w tym finałowa rywalka i Iga. Deszcz i przesuwanie meczów spowodowały w tym turnieju ogromne zamieszanie. Nie wiem, czy należy brać ten turniej pod uwagę przy rozpatrywaniu szans na Roland Garrosie. Myślę, że są inne faworytki, a jedną z nich jest Iga. Masz dobry kontakt z Igą? - Często ze sobą graliśmy w młodszych latach. Może nigdy nie byliśmy bliskimi przyjaciółkami, raczej rywalkami w młodzieżowych kategoriach, ale kolegujemy się. Mamy dobry kontakt, choć rzadki, bo gramy zupełnie gdzie indziej. Ostatnio trochę dłużej rozmawiałyśmy podczas United Cup. Jak daleko byłaś od tego, żeby zagrać w kwalifikacjach do Rolanda Garrosa albo w turnieju deblowym? - Do kwalifikacji w singlu zabrakło mi 16 miejsc. To jednak dużo. Aż 15 zawodniczek miało tzw. special ranking. Z Kasią Kawą jesteśmy szóste na liście oczekujących do debla. Może się jeszcze coś przesunąć, ale raczej w to nie wierzymy. Termin zgłoszeń do debla mija 31 maja Wygrywasz turnieje ITF, pniesz się w górę rankingu, a jednak - jak sama mówisz - wciąż daleko jesteś od kwalifikacji do turnieju wielkoszlemowego. - Trzeba grać turniej za turniejem i osiągać dobre wyniki, nie tylko w ITF-ach, ale dostawać się przynajmniej do challengerów (turnieje WTA 125 - przyp. ok). Naprawdę różnica między 100 a 150 miejscem w singlu w WTA to jest przepaść, a niby chodzi tylko o 50 miejsc. Trzeba się znaleźć w dobrych turniejach. A to jest bardzo trudne. W deblu ostania para na Roland Garros załapała się mając łączny ranking 146. Można użyć też rankingu singlowego, czyli jak singlowy ranking jest wyższy niż deblowy, to taka zawodniczka zgłasza się z deblistką, który ma tylko ranking deblowy. W każdym bądź razie musi być łączny ranking 140. Wtedy jest pewność występu w Wielkim Szlemie. My z Kasią mamy ranking deblowy 178 Jak taka zawodniczka jak ty może się dostać do turniejów WTA? - Najlepiej oczywiście mając dużą liczbę punktów, ale można też pojechać w ciemno, licząc, że się dostanie z listy oczekujących. Czasami jest tak, że się wycofują dwie osoby. Ktoś jest na miejscu bo gra na przykład debla, ale się załapie do singla do eliminacji, bo nagle się ktoś wypisał tego samego dnia co jest losowanie i znalazło się wolne miejsce. Trudno liczyć na takie szczęście. Wolę się zapisać do turnieju niższej rangi i wiedzieć, że tam zdobędę punkty. Czy finansowo nadal dokładasz do tenisa? - Cały czas jestem na minusie. Ponoszę wydatki związane z wyjazdami, trenerami, wynajęciem kortów, a teraz do tego doszła rehabilitacja. Na Sardynii odniosłam kontuzję. Od czterech tygodni nie gram. Dopiero niedawno wznowiłam treningi. Nie gram, tak więc nie zarabiam. Mam jednak pomoc z PZT, Ministerstwa Sportu i Turystyki, dostałam teraz stypendium z ministerstwa. Czasem gram także ligi. To jednak nie wystarczy. Teraz furorę robi 16-letnia Mirra Andriejewa. Ona i jej podobne zawodniczki nie muszą się martwić o pieniądze? - Z tego co słyszałam Jest związana z agencją menedżerską. Jest bardzo dobrą juniorką, bez wątpienia ma talent. Od dwóch lat z siostrą trenują we Francji. Ktoś wyłożył na nie pieniądze. Wszystko ktoś jej opłaca. Nie musi się o nic martwić. Jest dużo takich, szczególnie młodych zawodniczek, o które dbają agencje menedżerskie, bogate federacje tenisowe. Zapewniają im trenerów, fizjoterapeutów nawet na tych małych turniejach. W tych krajach jest świetny system szkolenia i dużo zawodniczek. W Polsce PZT pomaga na tyle na ile może, ale tenis nie jest u nas sportem popularnym mimo że Iga Świątek jest pierwszą zawodniczką na świecie. Długo jeszcze będziesz próbowała przedrzeć się do czołówki? - Mam nadzieję, że jak najszybciej tam się znajdę!. Cały czas trenuję i wierzę w to, że tak się stanie.W tym roku częściej byłaś w domu, czy w podróży? - W domu mnie w ogóle prawie nie było. Najpierw Sardynia, potem Fed Cup w Kazachstanie, stamtąd przeleciałam do Słowenii, potem znowu Sardynia. Tam byłaby dziś, ale załapałam kontuzję. Wróciłam do Polski. Mama się bardzo ucieszyła, bo dawno nie byłam w domu. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski