Kontuzja biodra sprawiła, że Japończyk musiał w pewnym momencie przerwać grę i przez 1,5 roku wracać do pełni sił. Powrót miał być udany i przynieść jeśli nie nowe duże sukcesy, to chociaż powrót do światowej czołówki. Niestety dla Nishikoriego, jak na razie nic z tego nie wychodzi. Wprawdzie w bieżącym roku 34-latek faktycznie ponownie pojawił się na korcie, ale bardzo szybko wycofał się z kolejnych turniejów. Jak się okazało, tym razem chodzi o problemy z kolanem. Nishikori musiał rezygnować z planowanych występów, nie pojechał też na US Open. Wydawało się, że chociaż późną jesienią będzie mógł zagrać przed własną publicznością w japońskich challengerach, ale i to okazało się niemożliwe. Doświadczony tenisista, który w rankingu ATP spadł już na 351. miejsce, po raz kolejny jest zmuszony przedłużyć swoją przerwę w grze. Fani oburzeni słowami komentatora pod adresem Świątek Japonia, lub dopiero Australian Open Nishikori zaznaczył, że cały czas trenował, ale nie były to zajęcia na korcie, a jedynie w siłowni. Japończyk zapowiedział również w swoich mediach społecznościowych, że cały czas ma nadzieję, że w tegorocznym sezonie zdąży jeszcze wrócić na kort i zagra w challengerach w Jokohamie i Yokkaichi. - Jeśli nie będzie to możliwe, zrobię wówczas co tylko mogę, żeby być gotowym na styczniowy Australian Open - powiedział Nishikori. Z uwagi na zajmowane miejsce w rankingu Japończyk będzie potrzebował "dzikiej karty", żeby w ogóle być w głównej drabince turnieju w Melbourne. W 2015 roku Azjata potrafił natomiast znaleźć się na pozycji numer 4 na świecie. Rok wcześniej grał w finale US Open, następnie jeszcze dziewięć razy rywalizował co najmniej w ćwierćfinale różnych zawodów wielkoszlemowych. Wygrał dziewięć turniejów ATP, ale kontuzje dramatycznie zatrzymały jego karierę. Zamieszanie wokół rywalki Igi Świątek. "To śmieszne"