Wielkie Szlemy są od kilku dni tematem dyskusji tenisowego środowiska. Niedawno dowiedzieliśmy się na przykład o ambitnych planach Włochów, którym marzy się dołączenie do Australian Open, Rolanda Garrosa, Wimbledonu oraz US Open. I są oni w stanie zapłacić za to ogromną cenę. W kuluarach mówi się nawet o kwocie rzędu pół miliarda euro. Na razie do tego typu rewolucji jednak daleka droga. Wielkie zmiany zajdą za to w zmaganiach na kontynencie amerykańskim. Organizatorzy ostatniego szlema w sezonie potwierdzili ostatnio szokujące plotki związane z modyfikacją turnieju mikstowego. Odbędzie się on w trakcie trwania eliminacji. Ponadto udział w zawodach weźmie zaledwie szesnaście par. Połowę z nich wyłoni singlowy ranking. Pozostali uczestnicy muszą liczyć na dobrą wolę działaczy w postaci dzikiej karty. Zmieni się też format rywalizacji. Set ma składać się z zaledwie czterech gemów. Gdy dojdzie do trzeciej partii, duety rozegrają natomiast super tie-breaka do dziesięciu punktów. Tego typu posunięcie ma doprowadzić do skrócenia czasu trwania spotkań, a co za tym idzie całego turnieju. Wielkoszlemowy mistrz zostanie wyłoniony na przestrzeni dwóch dni. Specjaliści od debla są oburzeni. "Brak komunikacji z zawodnikami, brak przemyśleń na temat tego, co to oznacza dla karier ludzi, brak respektu dla historii i tradycji. Smutno to widzieć" - napisał od razu Jan Zieliński w mediach społecznościowych. Debliści wściekli na Amerykanów. Mocne słowa z ust Jana Zielińskiego Kilka dni później triumfator ostatniej edycji Wimbledonu rozwinął swoją myśl w rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet". "Wyobraź sobie, że ktoś ci mówi, że możesz wygrać Wielkiego Szlema w dwa dni, grając do czterech zwycięskich gemów. Przecież to parodia. Pracujemy całe życie, żeby występować na największych arenach na świecie, na największych kortach, a przyjeżdżamy i wygrywamy turniej w dwa dni, grając do czterech gemów. No trochę brzmi to śmiesznie. Totalnie jest to wyjęte spoza ram jakichkolwiek tradycji i historii tego sportu" - przekazał Sebastianowi Parfjanowiczowi. Kuriozalny jest też fakt, że najzwyczajniej w świecie dla Polaka może zabraknąć miejsca na liście uczestników. A mowa o kimś, kto w sezonie 2024 zgarnął dwa wielkoszlemowe tytuły w mikście. "Wiadomo, że pierwszeństwo na US Open będą mieli Amerykanie. Zostaną może ze dwa-trzy zaproszenia dla pozostałych. Czy to normalne, że zwycięzcy turnieju miksta z poprzedniego roku mogą się nie dostać do tegorocznej drabinki? No chyba nie. Wyniki nie będą tu miały znaczenia, tylko uznanie organizatorów" - stwierdził na zakończenie. Czy zmiany zdadzą egzamin? O tym dopiero przekonamy się w dniach 19-20 sierpnia.