Dziewięć lat temu reprezentacja Biało-Czerwonych w tenisie odniosła największy sukces drużynowy w historii. Po pokonaniu Słowacji awansowała po raz pierwszy i jedyny do Grupy Światowej w Pucharze Davisa. Polski "dream team" tworzyli wtedy: Jerzy Janowicz, Łukasz Kubot, Marcin Matkowski, Michał Przysiężny z kapitanem Radosławem Szymanikiem. Jan Zieliński z triumfem w Australian Open. Wysłał jasny sygnał przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu Polska jeden jedyny raz gra w Grupie Światowej Pucharu Davisa W debiucie w Grupie Światowej rywalem Polski była Argentyna. Bez Janowicza w składzie za to z młodym, zaledwie 20-letnim Hubertem Hurkaczem na drugiej rakiecie, kadra uległa Leonardo Mayerowi i spółce w sopockiej Ergo Arenie 2:3. Jak się później okazało wcale nie przegrana, ani późniejsza w kolejnym już wrześniowym meczu z Niemcami, nie była najgorszą wiadomością. Już latem 2016 roku Polski Związek Tenisowy otrzymał niepokojącą wiadomość. Polsce grozi surowa kara, a nawet kilka dotkliwych kar, z najsurowszą z możliwych - całkowitego wykluczenia z rozgrywek Pucharu Davisa. Nie zawinił żaden z tenisistów, nikt nie wpadł na dopingu ani nie wyzwał sędziego. Zawinili działacze, którzy za wszelką cenę chcieli wygrać mecz z Argentyną. Działacze postanowili przechytrzyć rywali z Argentyny W tym celu w sopockiej Ergo Arenie położyli wybraną przez siebie nawierzchnię. Cała operacja trwała zaledwie kilka godzin, wszystko przebiegło sprawnie. Od pierwszego treningu Argentyńczycy mieli wątpliwości - piłki latały zbyt szybko. To był plan polskich działaczy na rywala. Zawodnicy z Ameryki Południowej dobrze grali przede wszystkim na dużo wolniejszej nawierzchni ceglanej. Na korcie szybkim mieli sobie nie poradzić. Wygrali jednak 3:2, cały czas narzekali na stan kortów - Ich szybkość jest na granicy przepisów - skarżył się lider zespołu Leonardo Mayer. Mimo zwycięstwa po meczu złożyli oficjalny protest. PZT nie ma pieniędzy. Groźba wykluczenia z Pucharu Davisa Organizująca rozgrywki Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) przeprowadziła przed meczem dokładne badania nawierzchni. Wszystko miała solidnie udokumentowane. Wyszło na to, że Polska przekroczyła przepisy. Początkowo Polska została przez Komitet Pucharu Davisa ukarana grzywną, odjęciem 2000 punktów rankingowych i stratą prawa wyboru kortu w kolejnym meczu w kraju. Polski Związek Tenisowy (prezesem był wówczas Jacek Muzolf, wciąż zasiadający w zarządzie PZT) składał odwołania i ociągał się z płaceniem grzywien. W tamtych latach kasa związku świeciła pustkami i zapłata 63 500 dolarów wydawało się wysiłkiem ponad możliwości finansowe federacji. Biało-Czerwonym groziło całkowite wykluczenie z rozgrywek. Z piekła do nieba? Ambitne cele kapitana Mariusza Fyrstenberga Ostatecznie skończyło się na upokarzającej degradacji sportowej. Polska znalazła się na dnie rankingu Pucharu Davisa i w Strefie II i III Grupy Euro-Afrykańskiej. W 2018 roku grali z Zimbabwe, rok później Hurkacz, Kamil Majchrzak i Łukasz Kubot zmierzyli się w grupie z Grecją, Luksemburgiem i Estonią. Potem były spotkania z Hongkongiem i Salwadorem. Działo się to w czasie, gdy Hurkacz wygrywał turnieje ATP, doszedł do półfinału Wimbledonu, a Majchrzak awansował do TOP 100 rankingu najlepszych tenisistów na świecie. Dziś polska męska reprezentacja jest nadal w tenisowym czyśćcu. Zajmuje 51. miejsce w rankingu, gdzieś między Irlandią i Tunezją. Od dwóch lat bezskutecznie walczy o awans do Grupy Światowej I, ale za każdym razem brakowało jednego z czołowych zawodników. W piątek i sobotę w Taszkiencie z Uzbekistanem zagra najsilniejszy polski zespół. Cele są ambitne, najpierw przede wszystkim wyjść z tej przepaści, a potem... - Nasze miejsce jest zaniżone jeśli chodzi o kaliber naszych zawodników. Nie pasujemy do tego poziomu rozgrywek, w którym teraz jesteśmy. Moim marzeniem jest wejść do Grupy Światowej i wygrać Puchar Davisa - mówi w Polsacie Sport, Mariusz Fyrstenberg, kapitan polskiej reprezentacji. Olgierd Kwiatkowski Imponujący mecz młodego Polaka w Pucharze Davisa.