Garcia, dla której ostatnie dwanaście miesięcy to prawdziwa sinusoida emocji (zaczynała rok jako zawodniczka notowana w ósmej dziesiątce rankingu, a dodatkowo w marcu była zmuszona do przerwy z powodu kontuzji) nocą z poniedziałku na wtorek polskiego czasu mogła fetować sukces w wieńczącym sezon WTA Finals. W wielkim finale uporała się z Białorusinką, Aryną Sabalenką. Caroline Garcia zagrała w Billie Jean King Cup Co ciekawe, wcześniej, w fazie grupowej Francuzka uległa Idze Świątek, a o awans do półfinału walczyła do ostatniej piłki z Rosjanką, Darią Kasatkiną. O miejscu w najlepszej czwórce zdecydował tie-break trzeciego seta. 29-letnia zwyciężczyni nie miała jednak po swoim życiowym sukcesie zbyt wiele czasu na oddech. Błyskawicznie pojawiła się bowiem w ojczyźnie, by pomóc drużynie narodowej w play-off Billie Jean King Cup. "Trójkolorowe" walczyły o byt z Holenderkami. Przed meczem Garcii sytuacja układała się po ich myśli - dzięki triumfom Alize Cornet i Diane Parry prowadziły 2:0. Świeżo upieczona mistrzyni Finals również nie zawiodła. W meczu przeciwko Lesley Pattinamie Kerkhove spisała się kapitalnie, zwyciężając 6:2, 6:3 i dając swojej ekipie trzeci punkt. Ostatecznie rywalizacja zakończyła się wynikiem 3:1 - "Oranje" były lepsze w pojedynku deblowym. Dzięki temu zwycięstwu Francja w 2023 roku zagra o prawo udziału w turnieju finałowym. "To było trudne, ale i łatwe zarazem" - mówiła Garcia, nawiązując do bardzo intensywnych dla niej, ostatnich dni. Jak dodała, poradziła sobie z wyzwaniem dzięki pomocy ze strony sztabu. "Wiedziałam, że dziewczyny z kadry będą znakomicie przygotowane a publiczność dopisze. Miałam tylko jedno pragnienie - aby wziąć udział. Chciałam zagrać i dać coś zespołowi przed tymi kibicami" - dodała.