Była liderka światowego rankingu deblistek w listopadzie opublikowała w mediach społecznościowych wpis oskarżający wysokiego rangą polityka Zhanga Gaolego o napaść seksualną. Post został później usunięty, a ślad po jego autorce zniknął na trzy tygodnie. Zaniepokojona losem zawodniczki WTA w grudniu odwołała wszystkie turnieje w Chinach. "W dalszym ciągu poszukujemy rozwiązania tej sytuacji. Takiego, które zaakceptuje Peng, zaakceptuje chiński rząd i zaakceptujemy my. Nie odwracamy się całkowicie od Chin, tylko na razie zawiesiliśmy tam nasze działania. I tak będzie, dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania. Mamy nadzieję, że wrócimy tam w 2023 roku po poczynieniu postępów w tej sprawie. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to będzie zwycięstwo dla całego świata" - powiedział Simon w "The Tennis Podcast". Peng już wcześniej zakończyła karierę, a od czasu opublikowania postu rozmawiała m.in. z przedstawicielami Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i pojawiła się na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. W lutym zaprzeczyła, jakoby zarzucała komukolwiek napaść i dodała, że sama skasowała wpis. Tenis. WTA nie ma kontaktu z Peng Shuai WTA nie ma jednak przekonania, że Peng samodzielnie decyduje o swoim losie. "Nie mieliśmy z nią kontaktu w ostatnim okresie, a świat nie widział jej nigdzie od czasu igrzysk" - zaznaczył Simon. Szef WTA dodał, że szanuje decyzję męskiej organizacji ATP, aby utrzymać w kalendarzu imprezy w Chinach. "Różnica polega na tym, że ta sprawa nie ma wpływu na żadnego z ich członków. Czy chcielibyśmy, aby wsparli nasze stanowisko w tej sprawie? Oczywiście, ale nie próbujemy w żaden sposób wpływać na ich decyzje, muszą to zrobić sami z siebie" - podkreślił Simon. Według nieoficjalnych szacunków decyzja o odwołaniu turniejów w Chinach może oznaczać dla WTA straty w wysokości nawet kilkuset milionów dolarów.