Mimo wygranej w Australii, rok 2018, jeśli chodzi o zdrowie Caroliny, nie był usłany różami. Najpierw w lutym dopadł ją wirus grypy, przez który tenisistka opuściła kilka meczów. W październiku zmagała się z o wiele poważnym problemem. - Mam chorobę autoimmunologiczną, reumatoidalne zapaleniem stawów, które nawraca i atakuje stawy. Ciało nabiera płynów, zaczyna puchnąć i przy najdrobniejszym wysiłku czuję się totalnie wyczerpana - opowiadała Wozniacki. Choroba uświadomiła jej kilka istotnych spraw. - Na początku doznałam szoku. Przez całe życie byłam silna, sprawna - dzięki temu wspięłam się na szczyt i nagle organizm przestaje funkcjonować - tłumaczyła. - Były dni, gdy nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, bo wszystko mnie bolało, po czym przechodziło i w kolejnych dniach czułam się zupełnie zdrowa. Nie chciała nawet szukać w internecie informacji o jej chorobie. - Wolałam nic nie googlować na ten temat, bo wyczytałabym jeszcze, że ta choroba może mnie doprowadzić do śmierci, a ja wolę myśleć pozytywnie i ciężko pracować - mówiła. W Krakowie stawiła się na wezwanie swej przyjaciółki Agnieszki. Wozniacki miała ten komfort, że w listopadzie, z dwugodzinnej rozmowy telefonicznej z "Isią" dowiedziała się o zakończeniu przez nią kariery, zanim tego szokującego newsa poznał cały świat. - Brakuje mi Agnieszki na tourze. Nie ma kto mi fundować kolacji, jak to robiła "Isia" po wygranych meczach, za wszystko muszę płacić sama. Nie mam też kogo objadać ze słodyczy w jego pokoju. Całe szczęście, że jest telefon, bo możemy się komunikować regularnie i pogadać po polsku - opowiadała z uroczym uśmiechem Wozniacki. - Czasami bardzo dobrze się czuję i czuję, że mogę grać jeszcze 10 lat, a są niektóre dni, że naprawdę jest ciężko i muszę się starać, żeby wyjść na trening. Na razie jednak gram dalej. W tym momencie wszystko gra, niestety, ostatnio miałam kontuzję, poza tym ciało czuje się dobrze. Myślę więc o Paryżu i turnieju wielkoszlemowym Rolanda Garrosa - dodała. Z Krakowa Michał Białoński