17-letnia Polka przegrała w tej fazie wielkoszlemowego turnieju z Camilą Giorgi 2:6, 0:6. Zostaje jeszcze w Melbourne, gdzie wystąpi - w parze z Łukaszem Kubotem - w turnieju miksta. Olgierd Kwiatkowski, Interia: Z bolącym sercem oglądał pan mecz córki z Camilą Giorgi? Tomasz Świątek, ojciec Igi, olimpijczyk w wioślarstwie z Seulu: - Serce bardzo bolało, nadal krwawi. Wie już pan dlaczego doszło do tej porażki? - Złożyło się na to wiele czynników - stres, zmęczenie. Nie chodzi tylko o zmęczenie mięśni, fizyczne, ale psychiczne. Iga była poddana ogromnemu obciążeniu. Po meczu pierwszej rundy, mimo zwycięstwa, zeszła z kortu trochę podłamana i to jej nie pomagało. Podobna sytuacja miała miejsce z Kamilem Majchrzakiem w meczu z Kei Nishikorim, tyle że Iga nie dała po sobie tego znać. Majchrzak też był bardzo skoncentrowany, grał dobrze, ale w pewnym momencie pojawiły się problemy. Iga zwalczyła swoje kłopoty w spotkaniu z Aną Bogdan, ale kosztowało to ją bardzo wiele. Brakuje Idze ogrania na wysokim poziomie. Ale co tu dużo mówić, Giorgi wykorzystała wszystkie swoje atuty - mocny serwis, mocny return, rozstawiała Igę na korcie. Iga słabo się poruszała na korcie, widać było, że nogi są już zmęczone, wiele piłek grała z miejsca. Początek bardzo dobry, środek bardzo słaby, w końcówce próbowała się poderwać i ratować sytuację wynikową. Liczyłem na trochę więcej, lepszy wynik, że zagra nieco sprytniej. Patrzyłem z dużym bólem na ten mecz. Trzeba jednak to zaakceptować, wyciągnąć wnioski i pójść dalej. Powiedział pan, że brakuje ogrania, obycia, ale przecież Iga ma 17 lat, debiutowała w Wielkim Szlemie. - To był jej dopiero drugi poważny turniej w życiu. Pewnie wielu widziało ją już w finale, ale to przecież byłoby niedobre, bo mogło się w głowie poprzewracać. Po tym występie można wyciągnąć jednak wnioski i zrobić za chwilę krok do przodu. To jest dla nas cenne doświadczenie. Jak pan by podsumował występ w Australian Open i pobyt na Antypodach? - Na duży plus. Zdobyła 110 punktów. Jest to dosyć pokaźny dorobek. Odnotuje duży skok w klasyfikacji - o 30 pozycji. Dzięki temu Iga będzie na około 140. miejscu w rankingu WTA. Iga zagra jeszcze w Melbourne w turnieju miksta w parze z Łukaszem Kubotem. W pierwszej rundzie zmierzą się w sobotę z Alicją Rosolską i Chorwatem Nikolą Mekticem. - Sam Łukasz zaproponował ten występ. To bardzo miły gest z jego strony. Jest o co walczyć. Dostałem informację od trenera, że para, która wygra turniej miksta otrzyma nominację do igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Ale to jest bardzo trudne, jest wielu dobrych par. Sądzę, że Łukasz potraktuje ten mikst sondażowo, będzie uspokajać Igę, dużo jej podpowiadać, to on będzie podejmować większość decyzji, korzystając ze swojego doświadczenia i rutyny. Muszą zagrać, bo to jest jedyna okazja, by sprawdzić, czy ten układ może zadziałać. Jakie są plany Team Świątek po Australii, na najbliższe tygodnie, miesiące? - Na początku lutego Iga wystąpi w Fed Cup w Zielonej Górze. Potem zamierzamy zgłosić się do turnieju WTA w Budapeszcie o puli nagród 250 tys. dol. Następnie zobaczymy. Dzisiaj dalej nie sięgamy. Wiele zależy od tych dwóch występów. Chcemy drobnymi kroczkami zmierzać do naszych celów. Czy zamierzacie coś zmieniać w sztabie szkoleniowym, w przygotowaniach do dalszej części sezonu? - Nie robimy zmian, ale od pewnego czasu wspieramy się doradcami tenisowymi. Tak też było przed turniejem w Australii. Nie jest tak, że Iga pracuje wyłącznie z Piotrem Sierzputowskim i Jolantą Rusin-Krzepotą. Wielokrotnie konsultujemy się z innymi trenerami. Jak pan zaznaczył, to był udany występ Igi, zauważalny w Polsce i na świecie w dyscyplinie o światowym zasięgu o ogromnym potencjale marketingowym. Czy gra pana córki w Australii zaowocowała propozycjami reklamowymi od sponsorów? - To tak nie działa, choć kiedyś mi się tak wydawało, że zrobimy wynik i następnego dnia sponsor puka do naszych drzwi. Mogę powiedzieć, że coś się dzieje, ale nic spektakularnego. Wszyscy wyczekują, patrzą, jak dalej potoczy się kariera. Iga zrobiła pierwszy krok, ale widocznie dla sponsorów to jest jeszcze za mało i za wcześnie. Być może gdyby wynik w singlu był lepszy, zaszłaby wysoko, pewnie pojawiałby się interesująca oferta. Iga wyjechała na miesiąc z kraju, ale nie zaprzestała nauki, nadal chodzi do szkoły? - Chodzi teoretycznie, bo teraz jest w Australii. Wróci do Polski i musi nadgonić zaległości. Nie ma wyjścia. Trzeba się uczyć, zaliczyć co trzeba, zrobić maturę i potem zadecydować, co dalej. Mamy jeszcze półtora roku na podjęcie decyzji - czy Iga będzie studiować zaocznie, czy zrobi sobie przerwę w nauce. Zobaczmy, co w tym czasie się wydarzy na korcie, jakie będzie miała wyniki i perspektywę. Startował pan na igrzyskach w Seulu w 1988 roku w wioślarstwie. Czy gorąco namawia pan córkę do tego, żeby powalczyła o występ na igrzyskach olimpijskich w Tokio? - Nie można porównać tych dwóch dyscyplin. W wioślarstwie mamy trzy najważniejsze imprezy - mistrzostwa świata i Europy co roku i co cztery lata igrzyska olimpijskie. W tenisie mamy cztery wielkie szlemy w roku. Igrzyska nie mają tego prestiżu co w innych dyscyplinach. Może bierze się to z tego, że nie zarabia się na nich bezpośrednio pieniędzy, nie można pokazywać indywidualnych sponsorów. Dla mnie igrzyska to piękna impreza, warto je zobaczyć, być na nich, a najlepiej zrobić dobry wynik. Namawiam Igę do tego, żeby miała dobry ranking WTA tak by załapać się na igrzyska, jeśli nie na Tokio w przyszłym roku, to do Paryża w 2024. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski