Światowy tenis jest pod tym względem podobny do piłki nożnej. W futbolu mamy Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, a na kortach Djokovica, Federera i Nadala. W przeciwieństwie do piłkarskiej dwójki oni nie tylko pokazują wspaniałe umiejętności, ale - co wynika z tego, że mamy do czynienia ze sportem indywidualnym - wygrywają wszystko co najważniejsze. Zdaniem najwybitniejszych komentatorów to "trójka najwybitniejszych tenisistów w historii". Wielka trójka Roger Federer ma już 38 lat. Ubiegły rok skończył na trzecim miejscu w rankingu ATP, zagrał w finale Wimbledonu staczając niesamowity pięciosetowy bój z Novakiem Djokoviciem. W karierze wygrał 20 turniejów wielkoszlemowych, najwięcej w historii męskiego tenisa. Nadal nie daje za wygraną. Mimo upływu lat wciąż jest w ścisłej czołówce i kiedy pojawia się na korcie niezmiennie zachwyca grą. Ekonomiczny styl gry, dokładnie zaplanowany kalendarz startów, rytm przygotowań pozwala mu na sportową długowieczność. Nie jest powiedziane, że zakończy karierę w tym roku. Rafael Nadal ma 33 lata. Hiszpan miał znakomity ubiegły sezon. Zakończył rok - już po raz piąty w karierze - na pozycji numer 1 w ATP. Wygrał dwa Wielkie Szlemy, US Open i French Open. W Paryżu sięgnął po zwycięstwo po raz 12. Bez wątpienia jest najlepszym tenisistą na nawierzchni ziemnej, ale w każdych warunkach radzi sobie jak mistrz. W turniejach Wielkiego Szlema ma tylko jedno zwycięstwo mniej niż Federer. Mimo ciągłych kontuzji czego następstwem jest rezygnacja z niektórych ważnych turniejów zawsze imponuje przygotowaniem fizycznym. Novak Djoković jest tylko rok młodszy od Nadala. Marzył, by w 2019 roku wygrać wszystkie szlemy i zaliczyć "kalendarzowego szlema". Wygrał w Australii, ale potknął się na drugiej przeszkodzie, w Paryżu przegrywając z Dominikiem Thiemem. Potem ograł Federera na Wimbledonie, ale w Nowym Jorku był bez formy. Serb wygląda jakby się nie starzał. To on przed tygodniem dał zwycięstwo Serbii w nowym turnieju w cyklu ATP Cup. Przystępuje do sezonu z tym samym celem co w ubiegłym roku - wygrać wszystkie szlemy. Jeśli by się tak stało dogoniłby Federera. Wygrał 16. Ma też ambicje sięgnąć po zwycięstwo na igrzyskach w Tokio. Pretendenci: Miedwiediew, Tsitsipas, Kyrgios Najważniejsze pytanie przed rozpoczynającym się w Melbourne już na dobre sezonem tenisowym brzmi, czy znajdzie się zawodnik, który przerwie hegemonię "wielkiej trójki". Od 2017 roku tylko oni wygrywają Wielkie Szlemy. Od 2005 roku doszło tylko do trzech finałów bez udziału jednego z tenorów. W tym czasie zwycięstwo odniosło tylko pięciu zawodników w 60 finałach: Marat Safin (Australian Open, 2005), Juan Martin del Potro (US Open, 2009), Andy Murray (US Open 2012, Wimbledon 2013), Stan Wawrinka (AO 2014, Roland Garros 2015, US Open 2016), Marin Cilić (US Open 2014). W ostatnim czasie, a szczególnie w ubiegłym roku pojawiło się kilku kandydatów, by obalić grające pomniki dyscypliny; rankingowo - Rosjanin Daniił Miedwiediew, Austriak Dominik Thiem, Grek Stefanos Tsitsipas, Niemiec Aleksander Zverev, ze względu na potencjał - Rosjanin Andriej Rublew, Australijczyk Nick Kyrgios. Tenisowi fachowcy stawiają przede wszystkim na Miedwiediewa. Rosjanin zaimponował znakomitym występem w US Open i pięciosetowym finałem z Nadalem. W tym miesiącu jak równy z równym grał z Djokoviciem w ATP Cup. Nie wygrał jeszcze z Nadalem i Federerem, ale ma na swoim koncie zwycięstwa w turniejach Masters1000 w Cincinnati i Szanghaju. - Dobry Australian Open będzie wtedy, jeśli go wygrasz - powiedział w Melbourne Rosjanin. - Ale, czy będę szczęśliwy zawsze zależy od tego z kim grasz, z kim przegrasz. Będę zadowolony z ćwierćfinału. Ale w każdym turnieju w którym gram, chcę wygrać - dodał. John McEnroe jeden z bardziej cenionych dziś ekspertów twierdzi, że Miedwiediew jest w stanie wygrać Wielkiego Szlema już teraz. Najmłodszym w gronie pretendentów jest Stefanos Tsitspias. Grek w poprzedniej edycji Australian Open wystąpił w półfinale, przegrywając dosyć łatwo z Nadalem. To jednak jedyny tenisista w historii, który w jednym sezonie pokonał wielką trójkę. W 2019 roku ograł Nadala w Madrycie, Federera w Australii a potem w Mastersie i Djokovicia w Szanghaju. Ma 21 lat, wielką fantazję i czasami za bardzo ponoszą go nerwy. Za to jego tenisowe możliwości wydają się nieograniczone. Jeszcze większy problem z utrzymaniem nerwów na wodzy ma australijski "l’enfant terrible" Nick Kyrgios. Słynie z wybryków na korcie i mediach społecznościowych, ale potrafi również grać na niewyobrażalnym poziomie. Być może z młodego pokolenia tenisistów ma największy talent. Niedojrzałość nie pozwalała do tej pory go wykorzystać. Australian Open zaczyna się w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego. O tym, czy ten od tego turnieju rozpocznie się zmiana warty w światowym tenisie przekonamy się 2 lutego. Olgierd Kwiatkowski