Różnice pomiędzy obydwoma londyńskimi turniejami widać na każdym niemal kroku, poczynając od zainteresowania mediów. Gdyby nie fakt, że w rozpoczynającym się w niedzielę ATP Finals wystąpi Szkot Andy Murray, to sportowym tematem weekendu byłby z pewnością mecz rugby Anglia - Nowa Zelandia w turnieju Four Nations Championship. Oczywiście, znając zamiłowanie Anglików do tradycji, nikt przy zdrowych zmysłach nie śmiałby porównywać blisko 140-letniej tradycji najstarszej tenisowej imprezy na świecie z rozgrywaną w Londynie zaledwie od sześciu lat kończącym sezon turniejem masters, który w dodatku już w 2016 roku może przenieść się w inne miejsce. Umowa pomiędzy ATP a obecnymi gospodarzami kończy się bowiem w przyszłym roku i jak przyznaje światowa federacja, zgłasza się wielu chętnych gotowych przejąć organizację nieoficjalnych mistrzostw świata. ATP daje sobie czas do marca 2015 roku na porównanie kandydatur, ale Londyn pozostanie na pewno w gronie ścisłych faworytów. Ogromnym jego autem w tym wyścigu będzie z pewnością sama lokalizacja turnieju, a więc słynna O2 Arena, mieszcząca nie tylko halę, w której na co dzień odbywają się koncerty, ale również cały kompleks rozrywkowy z centrum wystawowym, kinem, klubem oraz szeregiem barów i restauracji. W ostatnich pięciu latach rzadkością były sytuacje, w których bilety na spotkania ATP Finals nie były wyprzedane. W tym roku, na dzień przed rozpoczęciem turnieju, nie ma już kart wstępu na mecze inauguracyjne, a także na finał i półfinały, które odbędą się w przyszłą sobotę i niedzielę. Za obejrzenie finału trzeba było zapłacić od 150 funtów za najgorsze miejsca, wysoko pod dachem hali aż do ponad 2200 funtów za miejscówki w pierwszym rzędzie. Na mecze grupowe można wejść już za kilkanaście funtów. Oczywiście magnesem przyciągającym miejscowe media jest osoba Murraya, który od wielu lat stanowi o popularności tenisa w Wielkiej Brytanii. Szkot może jednak w tym roku nie mieć łatwego zadania, by przekonać do siebie angielskich kibiców. Wszystko przez jego zaangażowanie w kampanię za niepodległością Szkocji, prowadzoną przed wrześniowym referendum. 27-letni zawodnik podkreśla, że nie spotkały go z tego tytułu nieprzychylne opinie ze strony fanów. Komentatorzy przypominają jednak, że w historii jego występów w O2 Arena zdarzało się już, iż kibice stawali po stronie jego przeciwników. Tak było choćby w półfinale w 2012 roku, gdy grał ze Szwajcarem Rogerem Federerem. Zdaniem mediów faworytem tegorocznych finałów jest Novak Djoković, który wygrywał w Londynie w ostatnich dwóch latach. Komentatorzy zastanawiają się jednak, jak na formę Serba wpłyną narodziny jego pierwszego dziecka - Stefana. Zwycięstwo w zeszłotygodniowym turnieju w Paryżu może stanowić gwarancję, że lider światowego rankingu nie zapomniał, jak się wygrywa. Dziennikarze przypominają jednak, że tylko dziewięciu tenisistów w historii wygrało turnieje Wielkiego Szlema będąc ojcami, a tylko Federer dokonał tego dwukrotnie (w 2010 i 2011 roku). Największym rywalem Serba, pod nieobecność mającego problemy zdrowotne Hiszpana Rafaela Nadala, może być właśnie Federer, który łącznie ma na koncie sześć triumfów w kończących sezon zawodach masters (2003-04, 2006-07, 2010-11). W medialnych zapowiedziach często powtarzane są również nazwiska dwóch najmłodszych uczestników turnieju singlistów, Japończyka Kei Nishikoriego oraz wywodzącego się z Czarnogóry Kanadyjczyka Milosa Raonica. Zwłaszcza ten pierwszy wzbudza spore zainteresowanie jako pierwsze w historii Azjata, który zakwalifikował się do tych zmagań. Nie można również nie wspomnieć o jedynym Polaku w tegorocznym turnieju, Łukaszu Kubocie, który wystąpi w turnieju deblistów w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem. Czeka go trudne zadanie, bowiem rozpocznie turniej w poniedziałek od pojedynku z najwyżej rozstawioną parą, braćmi Mike'em i Bobem Bryanami z USA.