Hurkacz miał wtedy 18 lat, dopiero zaczynał zawodową karierę. Ogrywał się głównie w turniejach rangi Futures, w których pula nagród wynosiła 10-15 tys. dol. W najlepszym polskich challengerze (w tenisowej hierarchii turniejowej poziom wyżej niż Futuresy ) zagrał dzięki przyznanej przez organizatorów "dzikiej karcie". Nie mogło być inaczej. Wrocławianin był wtedy sklasyfikowany na 1187. miejscu w rankingu ATP. W pierwszej rundzie spotkał się Francuzem Tristianem Lamasine i pokonał go nadzwyczaj łatwo 6:3, 6:3. W drugiej jego rywalem był rozstawiony z "jedynką", 60. wówczas w klasyfikacji ATP, Pablo Carreno Busta. Mecz został rozegrany na korcie centralnym szczecińskiego obiektu im. Bohdana Tomaszewskiego. Nastoletni Hurkacz zadziwił wtedy wszystkich i o mały włos nie pokonał starszego od siebie o sześć lat renomowanego rywala. Wygrał pierwszego seta 6:3, drugiego przegrał 4:6, a w trzecim prowadził 3:1 i miał wyraźną przewagę. Busta poprosił wtedy o przerwę medyczną, wykorzystując ją na wyjście z kryzysu. Nie przegrał już żadnego gema. Jaką drogę obaj przeszli od meczu przeciw sobie w Szczecinie świadczą późniejsze losy tych zawodników. Busta dwa lata później wystąpił w ćwierćfinale Rolanda Garrosa i półfinale US Open. Hurkacz przez dwa sezony cierpliwie rywalizował głównie w challengerach, a jego talent wystrzelił trzy lata później kiedy na dobre zaczął grać w turniejach ATP i wielkich szlemach. Dziś Busta zajmuje 12. miejsce (wtedy 60.) w rankingu ATP, a Hurkacz (wtedy 1187.) - 13. Olgierd Kwiatkowski