Łukasz Kubot odpadł wprawdzie na tym etapie, przegrywając z finalistą sopockiej imprezy sprzed dwóch lat Franco Squillarim, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. Polak, który do imprezy głównej dostał się dzięki "dzikiej karcie", w I rundzie w dobrym stylu pokonał rozstawionego z numerem 4 Rosjanina Igora Andrejewa, zyskując sobie ogromną sympatię sopockiej publiczności. Gromki, momentami piłkarski (skandowanie: "Kubot, Kubot") doping towarzyszył też naszemu zawodnikowi w trakcie pojedynku II rundy ze Squillarim. Polak podjął walkę ze sklasyfikowanym na 153. miejscu w rankingu "Entry System"graczem, ale ostatecznie musiał ulec. Na pomeczowej konferencji prasowej można się było przekonać, że 22-latkowi nie brakuje umiejętności świetnego analizowania pojedynków tenisowych. - Dostałem niezłą nauczkę gry z głębi kortu. Rywal był świetny w defensywie, a tego my Polacy nie umiemy - powiedział Kubot, dla którego awans do II rundy turnieju tej rangi był największym osiągnięciem w karierze. - Wyszedłem na ten mecz z taktyką, by narzucić swoje tempo i tak robiłem. Kluczem była jego konsekwencja w regularnej grze i dobry, może nie mocny acz precyzyjny, serwis. Kubot, który obecnie sklasyfikowany jest na 328. pozycji w "Entry System"(najwyżej z Polaków), z Sopotu - poza dobrymi wspomnieniami - wywozi 8200 euro oraz 15 pkt do rankingu "Entry" i 3 "oczka"do "Champions Race". Witold Cebulewski, Sopot