Monfils, sklasyfikowany na 13. miejscu w rankingu ATP World Tour, jest fanem futbolu, co widać nawet podczas jego treningów na korcie, gdy często żongluje małymi, żółtymi piłkami. Zresztą jako młody chłopiec ćwiczył regularnie w juniorskiej drużynie, zanim zdecydował się na zawodową grę w tenisa. Organizatorzy imprezy w RPA umożliwili mu wycieczkę do Soweto i wejście na murawę stadionu, wybudowanego w 1987 roku. To na nim doszło do pierwszego publicznego wystąpienia Mandeli po wyjściu z więzienia w 1990 roku. W ostatnich latach trybuny tego obiektu powiększono dwukrotnie, tak by podczas tegorocznych MŚ mogły pomieścić 94 700 widzów. Podczas wizyty Monfilsowi towarzyszyła eskorta policyjna, a tenisista miał okazję chwilę pobiegać za piłką na boisku, a także zwiedzić stadion w towarzystwie jego dyrektora Johna Grobbelara. "To ogromny stadion i robi wielkie wrażenie. Byłem kiedyś na Stade de France w Paryżu, ale myślę, że ten jest nieco większy. Z chęcią bym tu przyjechał w czasie mistrzostw świata, ale wszystko będzie zależeć od mojego planu startów. Niestety finał pokrywa się chyba z terminem Wimbledonu" - powiedział Francuz, który pierwszy tytuł w cyklu ATP wywalczył w sopockim Orange Prokom Open w 2006 roku. "Jestem wielkim fanem futbolu, ale nie mam ulubionego zespołu. Po prostu lubię oglądać dobrą grę. Jak byłem młodszy sam grałem w piłkę, choć była to raczej amatorska zabawa. Mój tata był zawodowym piłkarzem, więc nie było w tym przypadku" - dodał. Wprost ze stadionu Monfils udał się na zachodnie przedmieścia Soweto, do domu przy ulicy Vilakazi, gdzie od 1946 roku mieszkała rodzina Mandeli. "Wizyta w tym miejscu i możliwość poznania szczegółów dotyczących życia człowieka, który zmienił historię, to dla mnie niesamowite odczucia i jedno z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. Kiedyś spróbuję to przywieźć rodziców, żeby mogli to wszystko sami zobaczyć" - powiedział Monfils.