Polak i Brazylijczyk pokonali w czwartek w ostatnim meczu fazy grupowej Amerykanina Rajeeva Rama i Brytyjczyka Joe Salisbury'ego 6:7 (5-7), 6:4, 10-7. Dla Kubota to trzeci w historii półfinał kończącego sezon turnieju ATP Finals. W 2014 roku Polak i Szwed Robert Lindstedt przegrali w tej fazie z Chorwatem Ivanem Dodigiem i Melo. Trzy lata później Kubot i Brazylijczyk wygrali w półfinale z Amerykaninem Ryanem Harrisonem i reprezentantem Nowej Zelandii Michaelem Venusem. W finale lepsi okazali się jednak Fin Henri Kontinen i Australijczyk John Peers. - To był kapitalny mecz - przyznał Kubot po czwartkowej wygranej w rozmowie z Cezarym Gurjewem z Polskiego Radia. - Obie pary wiedziały, o co grają. Były świadome, że zwycięzca awansuje z tej grupy do półfinału. Dodatkowo, w tym roku mamy ujemny bilans z tą parą - pokonali nas dwukrotnie w hali. Opracowaliśmy strategię do końca. W pierwszym secie zadecydowała jedna piłka, w drugim dostaliśmy jedną szansę i ją wykorzystaliśmy, doprowadzając do remisu. Niezwykle ważny był początek tego super tie-breaka. Poszliśmy za ciosem po wygraniu seta i fantastycznie rozpoczęliśmy kolejną partię. Potem trzymaliśmy swój serwis, byliśmy pewni, skoncentrowani. Na pewno jesteśmy zadowoleni. Cieszy nas fakt awansu, tym bardziej, że z każdą drużyną z naszej grupy mieliśmy ujemny bilans w tym roku. Mamy teraz jeden dzień na odpoczynek, więc możemy przygotowywać się w spokoju do meczu półfinałowego - powiedział Kubot. Jaki moment - zdaniem Kubota - zaważył o zwycięstwie polsko-brazylijskiego debla? - W pierwszym secie to przeciwnicy serwowali pierwsi - prowadzili, my goniliśmy. Decydowały niuanse, zagrali lepiej tie-breaka w pierwszym secie. Dwa fantastyczne returny, mieli przełamanie, co pozwoliło na utrzymanie swoich serwisów i wygraną partię. W ostatnim, 10. gemie drugiego seta dostaliśmy szansę - fantastycznie zsynchronizowaliśmy się z Marcelo. Wyciągnąłem z siebie tyle energii, ile tylko miałem. To cieszy, bo bardzo tego potrzebowaliśmy, ale też dlatego, że wygraliśmy z nimi po raz pierwszy w tym roku w hali - mówił nasz tenisista. Jak zauważa 37-latek, w pewnym momencie meczu wyszło z niego zaangażowanie singlisty. - Dużo osób mi o tym powiedziało. Jesteśmy deblem, ale wiedziałem, że ciąży na mnie spora odpowiedzialność, że kluczowym elementem w grze będzie return. Przeciwnicy bardzo dobrze serwowali. Cały czas trzymałem energię, skakałem, starałem się utrzymać w pozytywnym nastroju Marcelo. Returnem po linii mogliśmy zdobywać punkty - mówi Kubot i dodaje: "Cały czas pracowałem nad tym elementem, po turniejach w Stanach Zjednoczonych zakończonych rywalizacją w U.S. Open". Zwycięzca dwóch wielkoszlemowych turniejów w grze podwójnej opowiada o podejściu do gry w tym turnieju. - Debel to nie jest singiel, to jest jakby drużyna. Cały nasz sztab - dwóch trenerów tenisowych i fizjoterapeuta - oraz nasze rodziny nas wspierali, i to dla nas jest niezwykle ważny - to ostatni turniej w tym roku, o udział w którym rywalizowaliśmy od stycznia. Wychodząc, powiedzieliśmy sobie, abyśmy cieszyli się każdą piłką. Nie będzie istotne, jak się powiedzie, ważne jest zostawienie serca na korcie. To nam się udało. Kubot liczy na wsparcie kibiców w meczach fazy pucharowej. - Zapraszam serdecznie wszystkich. Cieszy mnie to, że nasze rodziny spędzają wraz z nami dobrze ten czas. Jesteśmy zadowoleni, że nam się to udało. Teraz możemy się zrelaksować i przygotować do kolejnych spotkań. Półfinał z udziałem Polaka i Brazylijczyka zaplanowano na sobotę. Finał - w niedzielę.