Pierwsze mecze odbędą się w niedzielę, ale tenisiści o rozgłos i emocje zadbali wcześniej. W piątkowy wieczór wszyscy uczestnicy londyńskiego turnieju wzięli udział w oficjalnej prezentacji w Pałacu Westminsterskim, który jest jednocześnie siedzibą parlamentu. Dotarli tam... metrem. "Każdy z nas pewnie jeździ czasem metrem, ale tym razem było to coś zupełnie innego. Szczególnie miło widzieć było uśmiechnięte i zaskoczone twarze pasażerów, gdy nagle pojawili się obok nich Roger Federer czy Novak Djoković, do tego ubrani w gustowne garnitury" - przyznał amerykański tenisista John Isner. Turniej masters rozgrywany jest od 1970 roku. Pierwsza edycja odbyła się w Tokio, następna w Paryżu. Później impreza gościła m.in. w Nowym Jorku, Houston, Frankfurcie, Sydney czy Szanghaju, by w 2009 roku trafić do Londynu. W stolicy Wielkiej Brytanii ma pozostać do 2020 roku, a władze ATP już rozpisały przetarg na prawo organizacji kolejnych edycji. W tej kwestii nie ma zgody między dwoma największymi gwiazdami i faworytami zmagań w O2 Arena. Federer uważa, że impreza powinna nadal odbywać się w Londynie. "Nie chcę, żeby to wyjątkowo wydarzenie opuściło Londyn. Uwielbiam tu grać, bo to miasto kocha i ceni tenis. Nie ma innego miejsca, które stworzyłoby lepszą otoczkę dla rywalizacji ośmiu najlepszych zawodników świata, gdzie moglibyśmy lepiej zaprezentować swój cały kunszt" - zaznaczył Szwajcar. Z kolei "Djoko" chciałby ją przenieść w miejsca, gdzie tenis nie jest zbyt popularny. "10 lat w jednym mieście to dużo i... wystarczy. Pora ruszyć się w miejsca, gdzie tenis cieszy się mniejszą popularnością niż na to zasługuje" - wskazywał Serb. Obie największe gwiazdy trafiły do innych grup i spotkania z ich udziałem organizatorzy wyznaczyli jako kończące dwa pierwsze dni rywalizacji. Federer w niedzielę wieczorem zmierzy się z Japończykiem Kei Nishikorim, który zastąpił kontuzjowanego Argentyńczyka Juana Martina del Potro. Oprócz nich w tzw. grupie Lleytona Hewitta zagrają jeszcze reprezentant RPA Kevin Anderson oraz Austriak Dominic Thiem. Poniedziałkową sesję kończyć będzie mecz najwyżej notowanego Djokovicia, który zamknie rok jako lider światowego rankingu, z Isnerem. Do tzw. grupy Gustavo Kuertena trafili też Niemiec Alexander Zverev i Chorwat Marin Cilic. Poza del Potro, ze światowej czołówki zabraknie w Londynie także Rafaela Nadala. Hiszpan argumentował absencję zabiegiem artroskopii prawej kostki, którą przeszedł w miniony poniedziałek. Tydzień wcześniej wycofał się z imprezy serii Masters 1000 w paryskiej hali Bercy, oficjalnie z powodu kłopotów z... mięśniami brzucha. Generalnie nie pojawił się na korcie od półfinału wielkoszlemowego US Open 7 września. Federer triumfował w mastersie sześciokrotnie, a Djoković ma w dorobku pięć tytułów. Wygrana zawodnika z Bazylei oznaczałaby nie tylko śrubowanie rekordu, ale i setny triumf w imprezie ATP. "Chciałbym jeszcze trochę pograć w tenisa, ale na pewno nie dotrwam tak długo jak Roger. To, co on pokazuje w wieku 37 lat jest niesamowite. To wyjątkowe, zjawiskowe doświadczenie" - przyznał najmłodszy w stawce 21-letni Zverev. Przed rokiem Federer przegrał niespodziewanie w półfinale z Belgiem Davidem Goffinem, a niepokonany w turnieju był debiutujący w nim Bułgar Grigor Dimitrow. W finale debla przegrał z kolei Kubot. W tym roku już po raz piąty wystąpi w ATP Finals. W latach 2009-10, grając w parze z Austriakiem Oliverem Marachem, zatrzymał się na fazie grupowej, w 2014, gdy partnerował mu Szwed Robert Lindstedt, dotarł do półfinału, a przed rokiem w parze z Melo dopiero w decydującym pojedynku ulegli Finowi Henriemu Kontinenowi i Australijczykowi Johnowi Peersowi 4:6, 2:6. Choć Polak i Brazylijczyk w drugiej połowie sezonu prezentują wysoka formę, to o powtórzenie wyniku sprzed roku nie będzie łatwo. Znaleźli się bowiem w grupie z najwyżej rozstawionymi Marachem i Chorwatem Mate Pavicem, Francuzami Pierre-Huguesem Herbertem i Nicolasem Mahutem, a na otwarcie zagrają w poniedziałek wieczorem z Amerykanami Mike'em Bryanem i Jackiem Sockiem, z którymi wyraźnie przegrali w finale US Open. Marach po losowaniu nie był jednak zadowolony. "To nie jest wymarzona grupa dla nas, ale może nadszedł czas na wielkie rewanże. Niedawno w Azji graliśmy bardzo dobrze, ale dwukrotnie przegraliśmy z Kubotem i Melo, którzy w Pekinie i Szanghaju byli wprost niesamowici. Może teraz się uda" - wspomniał Austriak. W drugiej grupie walczyć będą: Kolumbijczycy Juan Sebastian Cabal i Robert Farah, Brytyjczyk Jamie Murray i Brazylijczyk Bruno Soares, reprezentant RPA Raven Klaasen i Nowozelandczyk Michael Venus oraz Chorwat Nikola Mektic i Austriak Alexander Peya. Pula nagród w ATP Finals wynosi 8,5 mln dolarów. Każdy deblista za udział otrzyma 100 tys., a singlista - dwa razy więcej. Grupowe zwycięstwo w deblu wyceniono na 38 tys., awans do finału to 103 tys. premii, a triumf w imprezie 200 tys. Zwycięzcy mogą się wzbogacić jednak aż o 517 tys. dolarów, o ile po drodze nie doznają porażki. W singlu sumy robią jeszcze większe wrażenie. Wygrana grupowa to premia w wysokości 203 tys. dolarów, awans do finału - kolejne 620 tys., a zwycięstwo w turnieju to 1,28 mln. Na triumfatora po pięciu wygranych pojedynkach czeka 2,712 mln USD. Finały w obu konkurencjach zaplanowano na 18 listopada.