Każde zwycięstwo w Dosze powiększało przewagę Aryny Sabalenki nad Igą Świątek w rankingu WTA. Przed tym turniejem Białorusinka traciła do Polki niespełna 200 punktów, dziś w rankingu "na żywo" miała ich już 1066. Iga bowiem może co najwyżej utrzymać swój stan posiadania, jeśli wygra całą rywalizację w Katarze. Aryna zaś rok temu ten turniej opuściła, teraz mogła jedynie zyskać. A pamiętajmy, to mistrzyni Qatar Open z 2020 roku, potrafiła już na tych kortach świętować. Choć Białorusinka była na początku roku w rewelacyjnej formie, wygrała 11 meczów z rzędu, dopiero w finale Australian Open przegrała z Madison Keys, to we wtorek musiała poważnie uważać. Z jednej strony z uwagi na dwa wcześniejsze spotkania na korcie centralnym: doszło tu już do dwóch sensacji. Najpierw z rywalizacją pożegnała się mistrzyni WTA Finals Coco Gauff, a po niej jej finałowa rywalka z Rijadu, mistrzyni olimpijska Qinwen Zheng. A po drugie - ostatnie tygodnie pokazały, że Jekaterina Aleksandrowa największe problemy ma już chyba za sobą. Po niesamowitym finale, mimo przegrania dziewięciu gemów z rzędu, wygrała tytuł WTA 500 w Linzu. I to po raz pierwszy takiej rangi w swojej długiej przecież karierze. Innymi słowy - Sabalenka mogła dostać w drabince dużo łatwiejszą przeciwniczkę. WTA 1000 Doha. Aryna Sabalenka kontra Jekaterina Aleksandrowa. Starcie dwóch mistrzyń WTA 500 z 2025 roku Białorusinka grała bardzo dobrze, uderzała z potężną mocą. Aleksandrowa starała się jednak odpowiadać tym samym, choć, co jest oczywiste, aż takiej siły nie posiada. Potrafi jednak grać płasko, agresywnie. I dość często sprawiała, że Sabalenka kręciła głową, nie była zadowolona z przebiegu poszczególnych akcji. Mecz zaś układał się dla Sabalenki znakomicie, szybko uzyskała przełamanie na 3:1. Wydawało się, że konsekwentnie serwując, spokojnie już utrzyma przewagę. Aleksandrowa jednak nie składała broni, sama też starała się przechodzić do ataków. I to właśnie taka odważna gra sprawiła, że miała w dwóch gemach Białorusinki aż siedem szans na przełamanie. I co z tego, skoro przeważnie w takich sytuacjach liderce WTA przychodził w sukurs świetny serwis. Światowa jedynka po 51 minutach ostatecznie zapisała tego seta na swoje konto, wygrała 6:3. Seta bardzo intensywnego, pełnego nie tylko mocnych ataków, ale i kapitalnych obron. W tym ostatnim elemencie mogła się podobać Aleksandrowa. Coco Gauff poza WTA 1000 w Dosze. Sensacja z polskim wątkiem w tle Zaskakująca druga część drugiego seta w pojedynku Sabalenki z Aleksandrową. Triumf Rosjanki, mecz trwał więc dłużej O ile pod koniec pierwszej partii Rosjanka wyglądała na nieco zrezygnowaną, to na początku drugiej znów ruszyła na faworytkę. Wygrała pierwszego gema, w drugim uzyskała dwa break pointy. Pierwszego Sabalenka rozegrała na swoich zasadach, ale przy drugim Rosjanka zaryzykowała. Przy returnie drugiego serwisu od razu ustawiła się do forhendu, odpowiedziała potężnie. I skutecznie, odskoczyła na 2:0. A pamiętajmy, ona w swojej karierze już trzykrotnie wygrywała spotkania z Sabalenką. Mistrzyni olimpijska wypada z drabinki Świątek. Kolejna sensacja w Dosze stała się faktem Białorusinka szybko jednak wyrównała, a później mecz wskoczył na poziom godny walki o tytuły w najważniejszych turniejach. Przede wszystkim za sprawą Aleksandrowej, która momentami wznosiła się na niebotyczny poziom. Ponowie przełamała Sabalenkę, prowadziła 40-0 w dziewiątym gemie, miała trzy piłki setowe. Dwie wygrała Aryna, po niesamowitych wymianach. A przy trzeciej górą była w końcu Rosjanka, set padł jej łupem. Decydowała więc trzecia partia, tu mogło dojść do olbrzymiej sensacji. Choć Sabalenka ostudziła najpierw marzenia tych, którzy na jej porażki liczyli. Znów przełamała Aleksandrową, odskoczyła na 2:0. Dwa kolejne gemy i... już było 2:2. 30-letnia tenisistka ani przez chwilę nie odpuszczała, sama czuła, że znów, po niespełna 11 miesiącach, ma okazję pokonać liderkę rankingu WTA. Poprzednio ograła w Miami Igę Świątek. I tak było już do samego końca, dwa gemy dla Sabalenki, dwa dla Aleksandrowej - zatem 4:4. A później 5:5 i 6:6. Decydował więc tradycyjny tie-break, grany do 7 punktów. Aleksandrowa zdobyła pierwsze dwa punkty, później prowadziła 6-3. Sabalenka zaczęła grać na pełnym ryzyku, obroniła dwie piłki meczowe. Trzeciej już jednak nie - Aleksandrowa wygrała 7-5. I cieszyła się jakby wygrała cały turniej. A liderka rankingu doświadczyła tego, co Świątek niespełna trzy tygodnie temu w Melbourne. Gdy o awansie decydowała jedna, dwie piłki w tie-breaku ostatniego seta. W trzeciej rundzie Rosjanka zmierzy się z Belgijką Elise Mertens.