30-letnia Kerber po raz trzeci w swojej karierze wygrała turniej Wielkiego Szlema. Dwa lata temu triumfowała w Australian Open i US Open. Jak przyznała w czwartek na konferencji prasowej, dopiero zwycięstwo na trawiastych kortach w Londynie spełniło jej największe marzenie. W wielkim finale pokonała Amerykankę Williams 6:3, 6:3. - Od dziecka marzyłam, żeby wygrać ten "talerz" na Wimbledonie. Dwa lata temu była tego bardzo blisko, ale wtedy przegrałam z Sereną. Dużo się jednak nauczyłam z tamtego meczu, to doświadczenie, które wówczas zebrałam, tak naprawdę pomogło mi teraz wygrać. Wychodząc na kort wiedziałam jednak, że muszę zagrać swój najlepszy tenis. Motywację miałam większą niż dwa lata temu. Przywiozłam paterę do Puszczykowa - to najlepsze uczucie, jakie mogło mnie spotkać - powiedziała. Jak dodała, dwa ostatnie tygodnie spędzone w Londynie były dla niej wyjątkowymi w życiu. - Starałam się przeżyć każdy moment z tego turnieju jak najlepiej. Wszystkie te chwile, których doświadczyłam przez te dwa tygodnie, to coś, czego nikt mi nie zabierze. Po to właśnie codziennie wstaję rano i ciężko trenuję - dodała. Triumf na Wimbledonie to powrót na szczyt po wyjątkowo nieudanym 2017 roku, w którym praktycznie nic nie wygrała, a z wielu turniejów, jak choćby French Open czy US Open, odpadła już w pierwszej rundzie. W efekcie musiała szukać nowych rozwiązań i zmieniła szkoleniowca. Od listopada ubiegłego roku trenuje pod okiem Belga Wima Fissette, który zastąpił Torbena Beltza. - Po 2016 roku wszyscy oczekiwali ode mnie, że zacznę wszystko wygrywać. Gdybym nie miałam takiego słabego sezonu, to pewnie nigdy bym nie wygrała Wimbledonu. Ten rok dobrze się zaczął, bo w Melbourne dotarłam do półfinału. Ja wiedziałam, że to jeszcze nie wszystko, że stać mnie jeszcze na wygranie kolejnego Wielkiego Szlema. Co do sztabu szkoleniowego, to te nowe głosy, które słyszałam przez ostatnie sześć miesięcy bardzo mi pomogły. Na pewno też udało mi się ulepszyć mój tenis, zmienić trochę serwis. Ale najważniejsze, że ja znalazłam dodatkową motywację i zaczęłam ponownie wierzyć w siebie, że potrafię wygrywać z najlepszymi na świecie - podkreśliła. Tenisistka spełniała swoje największe marzenie, ale wciąż ma jeszcze wiele celów do zrealizowania. - Najważniejsze jest dla mnie grać takie mecze, jak ten na korcie centralnym z Sereną. To jest dla mnie motywacja, żeby jeszcze raz przeżyć takie emocje. Powrót na pierwsze miejsce w rankingu WTA nie jest dla mnie najważniejsze, wiem, jak to jest być na topie, choć chętnie bym jeszcze wróciła na pozycję liderki. Z drugiej strony, to samo przyjdzie, jeśli dobrze się gra i wygrywa kolejne turnieje - wyjaśniła. Pytana, jak widzi przyszłość mistrzyni juniorskiego Wimbledonu Igi Świątek, przyznała, że mocno trzymała z nią kciuki w finale. Razem uczestniczyły w uroczystym balu podsumowujący turniej. - Cieszyłam się, gdy Iga wygrała swój turniej, potem sobie pogratulowałyśmy. Ona ma potencjał, wierzy w siebie, ale też nie jest łatwe przejście z juniorskiego tenisa do tego profesjonalnego. Patrzę na nią bardzo pozytywnie - przyznała. Kerber obecnie odpoczywa w podpoznańskim Puszczykowie. To już taka tradycja, że po Wielkim Szlemie na Wimbledonie przyjeżdża w rodzinne strony. - Tak naprawdę jeszcze nie zdążyłam wypocząć, ciągle coś się dzieje i nie spałam zbyt wiele. Na pewno chcę jeszcze zrobić sobie kilka dni wolnego, może gdzieś polecę, to wkrótce się wyjaśni - mówiła. W Puszczykowie ma swoje centrum tenisowe, które wybudował jej dziadek Janusz Rzeźnik, a także akademię tenisową. - Dla mnie to jest coś bardzo ważnego. Jeśli tylko mam okazję, staram się z tymi młodymi zawodnikami zagrać choć przez chwilę. Pokazać im, że można wygrać nawet takie duże turnieje, ale trzeba przede wszystkim ciężko pracować - podsumowała.