- Gdy zamieszkałem w Anglii w połowie lat 70., byłem praktycznie na każdym turnieju - opowiada Andrzej Inglot, którego spotkałem na trybunach jednego z pobocznych kortów Wimbledonu na meczu deblowym z udziałem Magdaleny Fręch. - Obserwowałem, jak zmienia się Wimbledon, rosną nowe korty, obiekt się rozrasta i dziś jest naprawdę imponujący - dodaje. Pan Andrzej do Anglii przyjechał na wakacje latem 1973 roku, po ukończeniu studiów w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie na kierunku trener piłki nożnej, bo grał w piłkę. Gdy chciał przedłużyć swój paszport, usłyszał w polskim konsulacie stanowcze "nie" - miał natychmiast wracać do kraju. Postanowił zostać... CZYTAJ RÓWNIEŻ: Magdalena Fręch dostała lekcję od Simony Halep. "Już nie chcę jej losować!" - To oczywiście nie była łatwa decyzja, ale nie żałuję. Przez wiele lat nie mogłem jednak przyjeżdżać do Polski, bo czasy były takie, że mógłbym już nie odzyskać paszportu - opowiada. Już w Anglii założył rodzinę z Polką, Elżbietą, i dochował się dwóch synów, Dominica i Alexandra. Obaj są Brytyjczykami, ale mówią także po polsku. Pan Andrzej próbował grać w piłkę także w Anglii, ale był rozczarowany poziomem szkolenia w ówczesnych klubach, jak choćby Chelsea i tym, jak traktuje się tam młodych piłkarzy. - Obserwowałem z bliska, jak przepadało ich mnóstwo, bo jak któryś miał kontuzję czy inne problemy, to machano na niego ręką. Łatwiej było go sprzedać niż szkolić i pracować z nim, bo i tak będą następni. Natomiast, żeby zostać trenerem drużyny, wystarczyło być byłym piłkarzem. Nie wymagano innych kwalifikacji, ani uprawnień. Zmieniło się to dopiero wraz z przyjazdem na Wyspy Arsene’a Wengera, to Francuz zaczął wprowadzać w Anglii wysokie standardy dla trenerów. Dziś to już norma - mówi nasz rozmówca. Synów oczywiście zaraził sportem. Nie można ukryć, że panu Andrzejowi było łatwiej być świadkiem wimbledońskiej historii na przestrzeni tylu lat, bo jednego z synów wychował na zawodowego tenisistę. Dominic Inglot to nie byle kto w brytyjskim sporcie - urodzony w 1986 roku wyspecjalizował się w grze deblowej i w trakcie swojej kariery z racji potężnego serwisu zasłużył na pieszczotliwy przydomek "Dom the Bomb". Zdobył 14 tytułów w turniejach ATP, był dwa razy w półfinałach Wielkiego Szlema i dotarł do 18. miejsca na świecie w rankingu ATP, wystąpił na igrzyskach w Rio de Janeiro (2016), ale przede wszystkim był w drużynie brytyjskiej, która w 2015 roku wygrała Puchar Davisa, po raz pierwszy od 1936 roku. - Jako mały dzieciak nigdy nie sądziłem, że dojdę do tego etapu, że zagram w turniejach, będę reprezentował swój kraj w Pucharze Davisa i na igrzyskach. To wszystko było niewiarygodnym doświadczeniem. Udało mi się spełnić swoje marzenia i to napełnia mnie wielką dumą - mówił Dominic w marcu tego roku, gdy w wieku 36 lat ogłaszał zakończenie profesjonalnej kariery. Tegoroczny Wimbledon komentował już jako ekspert dla BBC. Prowadzi także swój podcast oraz namiętnie gra w golfa. Jako jeden z największych zaszczytów Dominic poczytywał też występ na Korcie Centralnym Wimbledonu w mikście z Laurą Robson, ale... - Myślę, że gdybym miał wybrać jeden moment, na który będę wspominał z największą dumą, byłaby to ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich 2016, gdy z Andym Murrayem jako naszym chorążym maszerowaliśmy na Stadionie Olimpijskim - wspominał Dominic. W 2004 roku wystąpił też w filmie fabularnym "Wimbledon", gdzie zastępował w scenach meczowych występującego w roli tenisisty blond aktora Paula Bettany’ego. Drugi syn pana Andrzeja, Alexander, był reprezentantem Anglii w siatkówkę, a dziś jest cenionym specjalistą w zarządzaniu sportem, marketingiem i PR. Działał też na rzecz organizacji zajmujących się przejrzystością i uczciwością w sporcie oraz śledzeniem podejrzanych wyników obstawianych w zakładach bukmacherskich. - Kibicuję też młodym polskim tenisistom, wolę oglądać ich mecze niż wielkich gwiazd, gdzie jest dużo pozerstwa i blichtru. Ostatnio konsultowałem się choćby z rodzicami Wojtka Marka z Bytomia, który jesienią wyjechał na stypendium tenisowe na uniwersytet w Kalifornii. To dobra droga do rozwoju kariery, a Dominic również kończył uczelnię w USA, Uniwersytet Virginia - mówi Andrzej Inglot. Z Londynu - Tomasz Mucha, Interia