Andriejewa kompletnie zaskoczona. Niespodzianka w Wuhan, koniec po 181 minutach
Mirra Andriejewa z pewnością nie spodziewała się, że rywalizacja z Laurą Siegemund w 1/16 WTA Wuhan będzie dla niej aż tak wymagająca. 57. tenisistka świata postawiła się utalentowanej Rosjance i dopiero po tie-breaku uległa jej w pierwszym secie. Im dalej w las, tym było z perspektywy 18-latki jednak gorzej. Ostatecznie to doświadczona Niemka wyszła z pojedynku górą 6:7(4), 6:3, 6:3, sprawiając tym samym prawdziwą sensację na starcie turnieju w Wuhan.

- Zaraz po tym, kiedy zaczęłam odczuwać presję, miałam trochę trudności, żeby się otworzyć i opowiedzieć o swoich odczuciach. Zajęło mi trochę czasu, zanim w końcu powiedziałam, co naprawdę czuję. Otworzyłam się przed moją psycholożką - Conchitą i zespołem. Wszyscy wiedzą, przez co przechodzę, co czuję, i starali się pomóc mi przez to przejść - deklarowała w rozmowie z mediami Mirra Andriejewa.
Rosjanka w ostatnich tygodniach miała poważne problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy. W wielu spotkaniach przytrafiały jej się wybuchy złości. Na porażki reagowała łzami. A już na starcie zmagań w Wuhan przyszło jej się zmierzyć z wymagającą rywalką.
Siegemung postawiła się Andriejewej. Tie-break w pierwszym secie
Laura Siegemund mimo 37 lat na karku była jedną z rewelacji tegorocznego Wimbledonu, gdzie dotarła aż do ćwierćfinału, w którym przegrała w trzech setach z Aryną Sabalenką. Pierwszy set z Andriejewą również pokazał, że tanio skóry nie sprzeda.
Mecz zaczął się wyjątkowo nietypowo - od czterech przełamań z rzędu. Ani Rosjanka, ani Niemka nie był w stanie wygrać gema przy swoim serwisie. Jako pierwszej udało się to w piątym gemie Siegemund. Dziewiąty padł jednak łupem 18-latki, która przełamała znów rywalkę i wyszła na prowadzenie 5:4.
Andriejewej zabrakło jednak zimnej krwi i przegrała gema, przez co wynik wrócił do równowagi - 5:5. Po chwili jasne było, że losy pierwszego seta rozstrzygnie dopiero tie-break. Rosjanka była w nim górą 7:4. Musiała się jednak mocno namęczyć, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Przykre sceny w Wuhan. Łzy w oczach Rosjanki, Siegemund górą
Po nieco dłuższej przerwie drugi set rozpoczął się tak samo, jak pierwszy - od przełamania. Po niecałym kwadransie Laura Siegemund prowadziła już 2:0, narzucając lekką presję na 19 lat młodszą rywalkę.
W czwartym gemie to mistrzyni Indian Wells udało się przełamać przeciwniczkę, doprowadzając do wyrównania, ale po chwili sama przegrała podanie. Po raz piąty już w tym spotkaniu.
Niesamowicie długo trwał ósmy gem, którego wynik mógł mieć decydujący wpływ na losy drugiej partii. Ostatecznie padł on łupem Siegemund, dzięki czemu wyszła ona na prowadzenie 5:3. Wyraźnie podłamana 18-latka chwilę później znów dała się przełamać i przegrała seta 3:6.
W trzeciej decydującej partii znać o sobie znów dały problemy emocjonalne Andriejewej. Rosjanka po nieudanych zagraniach mocno się frustrowała, przy stanie 0:2 w gemach w jej oczach pojawiły się łzy. Gdy przegrała trzeciego gema z rzędu, rzuciła rakietą. Wyglądała na zawodniczkę, która chciałaby jak najszybciej zejść z kortu.
Rosjanka wyraźnie cierpiała na korcie, prezentując całą paletę grymasów po każdym punkcie dla swojej rywalki. Twarz Laury Siegemund, dla przeciwwagi, nie wyrażała niemal żadnych emocji. Z brutalną konsekwencją sięgała po kolejne punkty. Przy stanie 4:1 dla Niemki, Andriejewa rzuciła w stronę kamerzysty, że nie chce być filmowana w tym momencie.
Rosjankę stać było jeszcze na wygranie jednego gema, ale to było na tyle. Po dokładnie 181 minutach Laura Siegemund pokonała Mirrę Andriejewą 6:7(4), 6:3, 6:3. Tym samym mieliśmy do czynienia z największą chyba sensacją na starcie rozgrywek w Wuhan.















