Magdalena Fręch ostatnie dwa tygodnie mogła zapisać jako bardzo udane lub całkiem udane. Świetnie, jak na swoje możliwości, zaprezentowała się bowiem w Madrycie, gdzie przeszła kwalifikacje i dotarła do drugiej rundy turnieju głównego, tocząc tam zacięte spotkanie z Jessicą Pegulą. Zyskała na tym wiele, bo rok temu w stolicy Hiszpanii poległa już w pierwszym starciu eliminacji z Kamillą Rachimową. Wtedy też przeniosła się do Saint Malo i w Bretanii awansowała aż do półfinału, niespodziewanie ogrywając po drodze m.in. Magdę Linette. Porażka z Katie Volynets w ćwierćfinale oznaczałaby stratę 28 punktów. Awans zaś otwierał możliwości wywalczenia rekordowego rankingu w karierze - być może już za grę w finale, a na pewno zaś za wygranie całych rozgrywek na północy Francji. Młoda Amerykanka z ambicjami rywalką Polki. Fręch ma tu zły bilans Tyle że rywalką łodzianki była Amerykanka Katie Volynets - i to już źle wróżyło. To akurat zawodniczka niemal sąsiadująca z Polką w rankingu, ale w tym roku miała już dwa prestiżowe zwycięstwa w tourze - najpierw w Australian Open z zajmującą miejsce w Top 10 rankingu WTA Weroniką Kudermetową, później w Austin z Anastazją Potapową. Wtedy w Teksasie 21-letnia tenisistka zameldowała się w półfinale, co było jej sporym osiągnięciem. Wpadła jednak w dołek w ostatnich tygodniach, przegrała kilka spotkań z rzędu i na dziś "wirtualnie" wypadła z czołowej setki światowej listy. A ma spore ambicje i potencjał, by być w niej na stałe. Fręch z kolei z Amerykankami gra się kiepsko. W tym roku stoczyła już z nimi siedem spotkań, zawsze z inną tenisistką. Pokonała tylko Robin Montgomery w kwalifikacjach w Indian Wells, a przecież mierzyła się nie tylko z gwiazdami pokroju Peguli. Efekty były zaś opłakane. Wiatr nie pomagał. Fręch mogła prowadzić, podłamała się i przegrała seta Początek spotkania nie był zły w wykonaniu Polki - nawet gdy przegrała swoje podanie, to za chwilę odrobiła tę stratę. Amerykanka częściej przechodziła do ofensywy, lepiej się czułą w takiej grze. Obu mogły przeszkadzać warunki na korcie - wcześniejsza ulewa opóźniła mecz o trzy godziny, na dodatek bardzo mocno wiało. W siódmym gemie Polka przegrywała przy swoim podaniu 30-40, Volynets miała break pointa. Polka długo się broniła, rywalka raz za razem atakowała oburęcznym bekhendem, ale w końcu trafiła w taśmę. Za chwilę łodzianka miała piłkę na 4-3, ale ją wyrzuciła w aut. I zupełnie straciła cały rezon - z jedenastu ostatnich punktów wygrała zaledwie jeden. Całego seta przegrała po 43 minutach 3-6. Polka znów w trudnej sytuacji. A miała szansę na remis... Druga partia nie zapowiadała niczego lepszego. W czwartym gemie Amerykanka uzyskała przełamanie, prowadziła już 3-1. Ciężko było liczyć, że Magdalena Fręch po raz szósty w tym roku zdoła diametralnie odwrócić losy meczu po przegraniu pierwszego seta. Polka zdołała wygrać kolejnego gema przy podaniu rywalki, za chwilę grała na przewagi, by wyrównać na 3-3. Tyle że nie wykorzystała szansy, podobnie zresztą jak i break pointa w siódmym gemie. W efekcie, po 96 minutach, zeszła z kortu pokonana i to Volynets wystąpi w sobotnim półfinale. Turniej WTA 125 w Saint Malo (korty ziemne), ćwierćfinał