Mecz Polki z Amerykanką trwał niespełna trzy godziny, ale zakończył się niepomyślnie dla naszej najlepszej tenisistki, mimo obiecującego początku spotkania. Niestety tradycji stało się zadość i "Isia" znów nie znajdzie się w gronie ośmiu najlepszych tenisistek, ciągle nie mogąc przełamać klątwy US Open. Po meczu Radwańska nie rozdzierała szat, choć jasno dała do zrozumienia, że pojedynek z Vandeweghe, przy identycznej grze, równie dobrze mógł zakończyć się odwrotnym rezultatem. "Każdy z trzech setów mógł pójść w obie strony. Nieraz do osiągnięcia pożądanego wyniku potrzebne jest szczęście, którego ja nie miałam" - oceniła krakowianka. Radwańska już przyzwyczaiła kibiców, że w każdym meczu daje próbkę swoich dużych umiejętności technicznych i tak samo było w sobotę na kortach Flushing Meadows. Niestety w całym meczu, ze szkodą dla Radwańskiej, rywalka bardzo dobrze returnowała, co jednak nie mogło być żadnym zaskoczeniem dla naszej tenisistki. "Z tego jest znana" - przyznała Radwańska, dodatkowo zwracając uwagę na swój mankament, że sama nie popisywała się dobrymi serwisami, zwłaszcza w najważniejszych momentach gemów. "Uważam, że miało to duży wpływ na wynik spotkania" - podsumowała "Isia". Vandeweghe w czwartej rundzie zmierzy się z Czeszką Lucie Szafarzovą. Art