Ostatnie sukcesy zbiegły się w czasie z rozpoczęciem współpracy z Tomaszem Wiktorowskim, kapitanem reprezentacji Polski w Pucharze Federacji, który jeździ z Agnieszką i jej siostrą Urszulą na turnieje. - Dogadujemy się bardzo dobrze, trenuje nam się również dobrze, więc trzeba zaliczyć to na plus - powiedziała Isia. W domu, czyli w Krakowie, wciąż jednak trenuje z ojcem Robertem Radwańskim, który prowadził ją od początku kariery. INTERIA.PL: Jak smakuje zwycięstwo po trzech latach? Agnieszka Radwańska: - Dobrze. Tytuł jest tytuł i on zawsze cieszy. Może nawet nie tyle samo zwycięstwo, ale wygrane z zawodniczkami ze światowej czołówki. Cieniem kładą się Wielkie Szlemy, bo to one są najważniejsze dla tenisistów. - Wyjazd do Ameryki Północnej na pewno był udany, aczkolwiek wiadomo, że US Open nie do końca. Mówi się trudno. Miałam gorszy dzień, ten kort też mi za bardzo nie pasuje, może w następnym roku. W US Open grałaś przeciwko siostrze Urszuli i Angelice Kerber, która reprezentuje Niemcy, ale ma polskie korzenie. - Tak naprawdę to nie ma znaczenia, kto jest po drugiej stronie siatki. Polka nie Polka, koleżanka nie koleżanka, gra się jak z każdym innym i chce się zwyciężyć. Przez większą część sezonu byłaś poza dziesiątką w rankingu WTA. Po ostatnich triumfach udało Ci się do niej wskoczyć. - Szczerze mówiąc teraz w czołówce jest dość ciasno. Wróciły przecież siostry Williams, grają Kim Clijsters i Maria Szarapowa. Pojawiły się w niej także młode twarze jak Czeszka Petra Kvitova czy Rosjanka Anastazja Pawliuczenkowa i jakiekolwiek potknięcie czy przegranie wcześniej w dużym turnieju automatycznie oznacza spadek w rankingu. Jest dużo tenisistek, które walczą o dziesiątkę, dlatego trudno się w niej utrzymać. W czołówce rankingu są takie nazwiska jak Wiktoria Azarenka czy wspomniana przez Ciebie Kvitova. Trochę się zmieniło. - Jest dużo nowych nazwisk, powróciły dziewczyny, które miały problemy z kontuzjami, więc ta dziesiątka tak naprawdę rozszerzyła się na piętnastkę, bo co chwilę się coś zmienia. Różnica punktów między tenisistkami jest bardzo mała. Jak oceniasz współpracę z Tomkiem Wiktorowskim? - Był z nami (bo opiekuje się także Urszulą - przyp. red.) w czasie naszych wyjazdów do Ameryki i Azji, a także wcześniej na wielkoszlemowym Wimbledonie. Dogadujemy się bardzo dobrze, trenuje nam się również dobrze, więc trzeba zaliczyć to na plus. Jesteśmy zadowoleni z tej współpracy. Czy będzie ona na stałe? - Tego jeszcze nie wiem. Czy zajęcia u Wiktorowskiego różnią się czymś od tych prowadzonych przez twojego ojca Roberta Radwańskiego? - Z Tomkiem znamy się długie lata, czasami jeździł z nami na turnieje, przecież jest kapitanem reprezentacji w Pucharze Federacji, więc wie jak trenowałyśmy i dalej trenujemy i praktycznie robimy to samo, co z tatą. Bo ojciec nie jeździ z wami na turnieje, ale gdy wracacie do Krakowa, to on prowadzi zajęcia. - Dokładnie. W tej sprawie nic się nie zmieniło. Ostatnio zmieniłaś swoje założenia, bo w lutym podpisałaś umowę z agencją menedżerską, a od US Open grasz w strojach firmy Lotto. - Tę współpracę oceniam bardzo dobrze. Cieszę się, że mogę być z jedną dziewczyn, które grają w strojach tej firmy. Do tej pory nie pokazywałaś nazwy producenta na swoich strojach, ale za to mogłaś je sobie wybierać. Teraz firma może narzucić Ci, co masz nosić na turniejach. Czy będzie to dla Ciebie jakaś różnica? - Nie sądzę. Te stroje są bardzo fajne, bardzo ładne, więc nie myślę, żeby to był problem. Jakie plany na przyszły sezon, po tak dobrej końcówce obecnego? - Teraz gram w Moskwie, potem jeszcze być może mistrzostwa WTA w Stambule, co się rozstrzygnie w tym tygodniu i będzie koniec. Jeśli chodzi natomiast o przyszły rok, to nie wybiegajmy tak daleko.