Agnieszka Radwańska to postać doskonale znana fanom polskiego sportu. Pochodząca z Krakowa reprezentantka naszego kraju przez wiele lat brylowała bowiem na arenach międzynarodowych, odnosząc przy tym ogromne sukcesy, takie jak m.in. triumf w kończącym sezon turnieju WTA Finals w 2015 roku. Miała ona okazję reprezentować Polskę nie tylko na turniejach rangi WTA, ale również na większych imprezach, w tym m.in. igrzyskach olimpijskich. Jedna z najlepszych sportsmenek w historii naszego kraju, choć zawodową karierę zakończyła już kilka lat temu, nadal chętnie śledzi poczynania polskich tenisistów. Sama też, co ciekawe, bierze udział w turniejach pokazowych i tak zwanych Turniejach Legend. Tenis to jednak nie jedyne hobby "Isi" Radwańskiej. W wolnych chwilach lubi także zagrać w padla i to właśnie na turnieju CUPRA Padlowe w Warszawie udało nam się zamienić kilka zdań z byłą wiceliderką rankingu WTA. Awans Magdy Linette. Demolka w drugim secie, rollercoaster w meczu Polki Agnieszka Radwańska o porażce Igi Świątek w Australian Open. "Nikt nie jest maszyną" Amanda Gawron, Interia Sport: To był słodko-gorzki Australian Open dla polskich tenisistów. Ćwierćfinał Huberta Hurkacza, znakomity wynik Magdaleny Fręch, triumf Jana Zielińskiego w mikście, ale też problemy zdrowotne Magdy Linette i sensacyjna porażka Igi Świątek w trzeciej rundzie. Wielu ekspertów stwierdziło, że liderka rankingu WTA po prostu nie trafiła z formą na turniej w Melbourne, podziela pani to zdanie? Agnieszka Radwańska: - Na pewno mogę stwierdzić, że Iga miała bardzo ciężkie losowanie. Jak na pierwszą rozstawioną już od pierwszej rundy miała naprawdę trudne rywalki. Nie można powiedzieć, że grała źle, bo grała solidnie i przebrnęła przez te ciężkie mecze. Przegrana w trzeciej rundzie na pewno była zaskoczeniem. Dla mnie też, bo stawiałam na Igę w tym meczu. Ale w takich spotkaniach już przeważają szczegóły. To są pojedyncze piłki, decyzje, które podejmujemy w czasie meczu zwłaszcza w kluczowych momentach (...) Czy nie trafiła z formą na ten turniej? Tenisowo wyglądała na bardzo dobrze przygotowaną, fizycznie też. Z resztą jak zawsze. Myślę, że tutaj nie była to kwestia formy a po prostu słabszego meczu, który może się zdarzyć i jest to absolutnie normalne i ludzkie. Mimo dużo mniejszego doświadczenia przeciwniczka zagrała na prawdę solidnie w ważnych momentach i w końcówce. Wiadomo, nikt nie jest maszyną. Nikt nie będzie wygrywał non stop. Są też zawodniczki, które wchodzą na kort bez presji, bo cały czas tą presję dźwiga Iga. To dopiero początek sezonu wiec poczekajmy co będzie dalej. Iga Świątek nie ukrywa, że najlepiej gra jej się na mączce. Biorąc pod uwagę znakomitą formę Aryny Sabalenki, jakie szanse ma Iga na obronę tytuły w Paryżu? - Do Rolanda Garrosa jeszcze daleka droga. Dużo turniejów też przed, gdzie obie tenisistki mogą się spotkać. Wiadome jest, że wtedy jest najwięcej emocji, te mecze są zacięte i na bardzo wysokim poziomie. Raczej ani jedna, ani druga nie schodzą z pewnego poziomu, więc gdy grają , mamy świetne tenisowe widowiska. Na te mecze czekam absolutnie za każdym razem i jestem bardzo ciekawa jak to w tym roku będzie wyglądać. Ale królowa ziemi jest tylko jedna... (uśmiech) W tym roku tenisistów czeka dodatkowa ważna impreza. Wielkimi krokami zbliżają się bowiem igrzyska olimpijskie w Paryżu. Po Australian Open pojawiły się głosy, że Iga Świątek powinna wystąpić w mikście nie z Hubertem Hurkaczem, a Janem Zielińskim. Czy pani zdaniem taka zmiana jest realna? - Z tego co mi wiadomo od dawna na miksta jest umówiona z Hurkaczem. Nie sądzę żeby miało się cokolwiek zmienić w tej kwestii. Ma po prostu większe doświadczenie z Hubertem, bo z nim rozegrała wiele mikstów. Z Jankiem natomiast chyba nigdy nie grała. Ale to jest tylko i wyłącznie pytanie do Igi. W listopadzie 2018 roku podjęła pani decyzję o zakończeniu swojej przygody z zawodowym tenisem i przejściu na sportową emeryturę. W ostatnich latach jednak często brała pani udział w wielu wydarzeniach sportowych, a także w tak zwanych turniejach legend. W ubiegłym roku, jeśli się nie mylę, wygrała pani nawet turniej legend Australian Open w deblu. Miewa pani takie momenty, gdy myśli pani o powrocie do rywalizacji na światowym poziomie? - Nigdy nie miałam takich myśli. Po zakończeniu kariery zawsze są chwile wątpliwości i strachu, że podjęło się złą decyzję, jest żal. Ja absolutnie tego nie miałam. Z miesiąca na miesiąc utwierdzałam się tylko w tym, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Przez myśl mi nigdy nie przeszło, żeby wracać. Nie byłabym w stanie tego dźwignąć już fizycznie i mentalnie myślę, że też nie. We wtorek miałam kolejny zastrzyk w bark, bo znów miałam zapalenie kaletki , a umówmy się, moje granie teraz ma się nijak do zawodowstwa. Gram w padla, czy w tenisa tylko i wyłącznie dla siebie, żeby być w formie, dalej być w tym środowisku i grać turnieje - pokazówki, czy legendy. Ale to nie jest absolutnie trening, żeby grać zawodowo. A już niestety organizm siada. Jak ktoś mnie pyta o takie rzeczy, to tak trochę się uśmiecham, bo ja wiem, jakie to jest nierealne. Była liderka rankingu "odgraża się" Idze Świątek. "Uda mi się tam dotrzeć w tym roku"