Radwańska uległa wczoraj Bacsinszky 6:2, 4:6, 2:6. Wcześniej nasza tenisistka dotarła do półfinału turnieju w Indian Wells. Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! Twój zły dzień zaczął się po pierwszym secie... Agnieszka Radwańska: - Możliwe, że się zablokowałam, ale na pewno rywalka zaczęła znacznie lepiej grać. Nie wykorzystałam wielu szans w drugim secie i ta partia uciekła. W trzecim secie to ona bardziej uwierzyła w siebie, a mnie troszkę "ścięło", dopadła mnie pogoda. Na pewno nie był to mój najlepszy mecz. Jak podsumujesz swoje występy w Stanach Zjednoczonych? Dwa prestiżowe turnieje - półfinał w Indian Wells, a w Miami nie udało się awansować do ćwierćfinału. - W Indian Wells był bardzo udany turniej, tym bardziej, że mogłam się z nim pożegnać już w pierwszej rundzie. W Miami wiadomo, że mogło być lepiej, zawsze chce się zajść trochę dalej niż czwarta runda, ale to jest sport i nie zawsze idzie jak się chce. - Konkurencja jest dość duża i są dziewczyny, które nie są w "dziesiątce", a grają na bardzo dobrym poziomie. Nie ma łatwych meczów, nikt nikomu nie da nic za darmo, więc jak się nie wygra samemu, to niestety nie schodzi się z kortu wygranym. Dawno nie widziałem cię tak zdenerwowanej jak w drugim i trzecim secie tego pojedynku. Z równowagi wyprowadził cię też chyba błąd sędzi. - Karygodny błąd... A możesz powiedzieć dokładnie, o co tam chodziło? - Piłka została przerwana, wywołana przez liniowego. Ja tę piłkę trafiłam w kort, a sędzia powiedziała, że to był za późno wykrzyczany aut i że ja tę piłkę wyrzuciłam w aut, co jest nieprawdą. Powinna być powtórka piłki, a nie piłka dla Bacsinszky, więc to na pewno był bardzo duży błąd z jej strony. - Wiadomo, to są emocje, ale nie było aż tak nerwowo, rzeczywiście coś nie poszło, ale bardziej walczyłam z upałem niż ze swoimi nerwami. Szukając dobrych stron, teraz będziesz miała więcej czasu na odpoczynek, wracasz do Polski. Jakie plany na najbliższe tygodnie? - Teraz wszystko dzieje się w Polsce, czyli turniej w Katowicach i mecz w Pucharze Federacji. Potem turnieje w Europie - najpierw Stuttgart, a później Madryt i Rzym, więc już witamy "ziemię". Cieszysz się, że przynajmniej na kilka dni uda ci się pojechać do domu? - Na pewno tak. Każdą okazję wykorzystuję, aby wrócić do domu, więc tutaj jak najbardziej taka okazja będzie. Rozmawiał Jan Pachlowski