Polka po gładkim wygraniu pierwszego seta i oddaniu drugiego, w decydującym prowadziła już 3:0, ale Francuzka potrafiła jeszcze wrócić do meczu. - Było 3:0 w trzecim secie, ale tylko z jednym przełamaniem. Bardziej mogę mieć pretensje do siebie, bo praktycznie we wszystkich gemach były przewagi albo prowadziłam 40:15 i to mi uciekło, a jak się nie wykorzystuje sytuacji z zawodniczką, która gra bardzo dobrze i nic nie oddaje za darmo, to się może zwrócić przeciwko tobie i tak właśnie się stało - stwierdziła 25-letnia krakowianka. - Co zawiodło dzisiaj w mojej grze? Przede wszystkim te niewykorzystane szanse, trudno mówić o jakimś jednym uderzeniu, może gdyby serwis był lepszy w najważniejszych momentach, to ten mecz inaczej by się potoczył. - Było to dobre spotkanie od początku do końca. W pierwszym secie zagrałam bardzo dobrze, potem to się odwróciło - ona zaczęła grać bezbłędnie, a w trzecim było równo, szkoda, że nie wykorzystałam swoich szans - dodała. Czy w kluczowych momentach spotkania Polka nie powinna poradzić się swojego trenera Tomasza Wiktorowskiego? - To jest gdybanie. Nie jest tak, że ja nie wiedziałam, co mam robić. Grałam dobrze, liczyły się pojedyncze piłki i niuanse, kto wygra trzeciego seta. - Jestem zdania, że na korcie gra się samemu, niezależnie, ile jest osób na trybunach, ilu trenerów, to samemu podejmuje się decyzje. Owszem, ustala się jakąś taktykę przed meczem, ale gdy się wyjdzie na kort, to może wyniknąć zupełnie inna sytuacja. Jednego dnia można mieć dobry dzień, a następnego wszystko się zmienia - stwierdziła Radwańska. Dziennikarze na konferencji prasowej zapytali się Agnieszki, jak zatytułowałaby relację z jej meczu z Cornet, odnosząc się do słów tenisistki z wtorku, że nie wie, co pojawiłoby się w mediach, gdyby przegrała już w pierwszej rundzie. - Dobre pytanie, muszę przyznać, że nie jestem na nie przygotowana - mówiła Radwańska z uśmiechem. Gdy jeden z dziennikarzy rzucił "dramat Radwańskiej", ta znalazła swój tytuł. - Może niewykorzystana szansa Radwańskiej, ale żaden dramat, bez przesady - powiedziała. W pojedynku z Cornet kibice w "Spodku" starali się z całych sił pomóc Isi. - Zupełnie inaczej gra się za granicą niż w Polsce, szczególnie że nie występowałam tutaj w turnieju WTA siedem lat. I chociaż nie zagrałam pięciu meczów w Katowicach, tylko cztery, to i tak odniosłam bardzo dobre wrażenie. Troszkę żałuję, bo wspaniale byłoby zagrać finał w Polsce, tym bardziej że było blisko. Mam nadzieję ten turniej będzie trwał i wrócę tutaj - stwierdziła Radwańska. Paweł Pieprzyca, korespondencja z Katowic