Jak potoczy się kariera Agnieszki Radwańskiej? Dyskutuj na forum! - Wiedziałam, że nie zakończę sezonu w "10" rankingu WTA, bo nie było takiej opcji - wyznaje Agnieszka. Najlepsza polska tenisistka w tym roku już nie zagra z powodu przeciążeniowego złamania kości lewej stopy. Urazu nabawiła się w czasie sierpniowego turnieju w San Diego, gdzie dopiero w decydującym o wygraniu całego turnieju meczu nie sprostała Rosjance Swietłanie Kuzniecowej. W październiku, podczas pojedynku z Karoliną Woźniacką, zeszła z kortu. - Problem ze stopą zaczął się na początku imprezy w San Diego. Złamałam tę kość, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Z meczu na mecz było coraz gorzej, ale myślałam, że zaraz mi przejdzie, że boli mnie, bo dużo gram. W półfinale ból był mocny, a w finale nie wiedziałam, co zrobić, aby go wytrzymać - mówi o swoim najlepszym występie w sezonie. INTERIA.PL: W tamtym roku kontuzja ręki, teraz nogi. Masz pecha w ostatnich miesiącach sezonu. Agnieszka Radwańska: - Trochę tak, chociaż obecna kontuzja jest bardziej poważna niż zeszłoroczna. Tamta też nie była lekka, bo miałam operację, ale wszystko się dobrze skończyło. Byłam w stanie grać od początku sezonu, czyli nic nie straciłam. Może nie byłam tak dobrze przygotowana do niego, jakbym chciała - wiadomo, miałam kilka tygodni przerwy - jednak udało się szybko wrócić na kort. Tym razem myślę, że będzie gorzej. Złamałam przecież kość i przerwa będzie dłuższa. Teraz czekam na operację. Zaraz po zakończeniu występu w Pekinie mówiłaś, że możesz nawet nie wystartować w styczniowym Australian Open. - Niestety, istnieje takie ryzyko, że nie wykuruję się do tego czasu. Wiele zależy od organizmu i od tego, jak się będzie goiła rana po operacji. Raz dzieje się to szybciej, raz wolniej... Nie mam na to aż tak dużego wpływu. Oczywiście, będę sprawdzać, jak postępuje rehabilitacja, czy mogę wyjść na kort, ale to, czy będę w stanie normalnie trenować albo grać mecz, okaże się w ostatniej chwili. Zależy ci pewnie nie tylko na samym udziale w styczniowym turnieju, ale przede wszystkim na dobrym występie. - Tu nawet nie chodzi o ewentualną porażkę w pierwszej rundzie, ale po prostu o zagranie całego meczu bez bólu. I nawet gdybym przegrała z kimś 1:6, 1:6 w pierwszej rundzie, to i tak byłabym zadowolona, jeśliby mnie nic nie bolało i znowu mogłabym grać. Ten sezon już się dla ciebie skończył. Jak go oceniasz? Po raz pierwszy od trzech lat na koniec roku znajdziesz się poza "10" rankingu WTA. - Spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Kontuzji nie nabawiłam się wczoraj czy przedwczoraj, ale już w czasie turnieju w San Diego (rozgrywany był w sierpniu - przyp. red.) i okazało się, że to jest coś poważnego. Zdawałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie dograć sezonu do końca. Od tego czasu występowałam tylko w tych imprezach, w których musiałam, a resztę odwołałam. Wiedziałam więc, że nie zakończę sezonu w "10", bo nie było takiej opcji. Żeby tak się stało, musiałabym grać do końca i to dobrze. System obowiązujący w rozgrywkach WTA zmusza czołowe tenisistki do startu we wszystkich najważniejszych turniejach. Twój ojciec Robert Radwański mówił nawet, że najlepsze dla zawodniczki jest miejsce 11., bo jest wysokie, ale dalej większy wybór. - Zawsze są dwie strony medalu, ale faktycznie, będąc na 11. miejscu w rankingu mam prawo grać te turnieje, które chcę, nieważne, czy to są małe, czy duże, i sama wybieram ich liczbę. Natomiast będąc w "10" ma się bonusy za udział w turniejach, ale która strona jest lepsza, zależy od tego, jak ktoś indywidualnie do tego podchodzi. Podsumowując twój sezon, chciałbym zacytować twojego ojca, który jednocześnie cię trenuje: "Agnieszka w tym roku zaczęła nagle przegrywać wygrane mecze". Jaka jest twoja opinia na ten temat? - Trochę takich meczów uciekło na kortach ziemnych, czy to Rzymie, czy w Madrycie. I tutaj mogę sobie zarzucić, że prowadziłam w trzecich setach, a schodziłam z kortu pokonana. W tym roku największy sukces odniosłaś w San Diego, dochodząc tam do finału, gdzie nie sprostałaś Swietłanie Kuzniecowej. Z perspektywy czasu patrząc: mogło tam być zwycięstwo? - Zawsze po meczu można gdybać, ale to nic nie daje i jest bez sensu, bo na drugi dzień jest kolejny mecz i kolejny turniej. Problem ze stopą zaczął się już na początku imprezy w San Diego. Złamałam tę kość, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Z meczu na mecz było coraz gorzej, ale myślałam, że zaraz mi przejdzie, że boli mnie, bo dużo gram. W półfinale ból był mocny, a w finale nie wiedziałam, co zrobić, aby go wytrzymać. Dograłam mecz do końca, chciałam go wygrać, ale nie dałam rady. Turniej wspominam jako mój najlepszy w tym roku, bo był bardzo mocno obsadzony i zagrałam tam mnóstwo dobrych meczów, ale źle go kojarzę właśnie z powodu nogi. Czy w przygotowaniach do nowego sezonu rozważasz taką możliwość, żeby w modelu ojciec-córka, który obecnie obowiązuje, pojawił się ktoś jeszcze. Tak jak u Rogera Federera, który teraz współpracuje z Paulem Annacone'em. - Moim trenerem jest mój tata. Wiem, ojciec nadal sprawuje pieczę nad tobą, ale czy nie rozważasz zatrudnienia kogoś ze świeżym spojrzeniem na kwestie treningu, kogoś, kto mógłby rozwinąć twoje umiejętności? - To jest złe porównanie, bo mój tata nie jest tylko tatą, ale też trenerem, który kiedyś profesjonalnie grał w tenisa, a Federer nigdy nie miał trenera, tylko samych sparingpartnerów. Teraz zatrudnił szkoleniowca, a ja mam takiego od początku kariery! - Owszem, mamy jeszcze specjalistę od przygotowania ogólnego, ale od tenisa jest tata. Do tego dochodzi sytuacja, że jak mnie albo jak teraz Urszuli nie ma, albo któraś z nas jest kontuzjowana, to ćwiczymy ze sparingpartnerami. Czego ci więc życzyć na zakończenie? Chyba przede wszystkim zdrowia, bo jak ono będzie, to wypracowanie formy będzie zależeć tylko od ciebie? - Zdrowie jest najważniejsze i człowiek się o tym najlepiej przekonuje, jak doświadczy sytuacji, że stawia ambicję wyżej i bardzo chce, ale nie może, i to jest najgorsze uczucie dla sportowca. - Mam nadzieję, że przerwa związana z kontuzjowaną nogą potrwa krócej niż dłużej. Ja zrobię wszystko, abym była jak najwcześniej gotowa do gry, ale nie wszystko jest w moich rękach. Rok 2010 w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej: styczeń Sydney - II runda, Dinara Safina (Rosja) 5:7, 4:6 Australian Open, Melbourne - III runda, Francesca Schiavone (Włochy) 2:6, 2:6 luty Dubaj - półfinał, Wiktoria Azarenka (Białoruś) 3:6, 4:6 marzec Indian Wells - półfinał, Caroline Wozniacki (Dania) 2:6, 3:6 Miami - ćwierćfinał, Venus Williams (USA) 3:6, 1:6 kwiecień Stuttgart - II runda, Szachar Peer (Izrael) 3:6, 7:6, 2:6 maj Rzym - III runda, Lucie Safarova (Czechy) 6:1, 3:6, 6:7 Madryt - II runda, Patty Schnyder (Szwajcaria) 6:3, 4:6, 4:6 Roland Garros, Paryż - II runda, Jarosława Szwedowa (Kazachstan) 5:7, 3:6 czerwiec Eastbourne - I runda, Azarenka 6:7, 1:6 Wimbledon, Londyn - IV runda, Na Li (Chiny) 3:6, 2:6 lipiec Stanford - półfinał, Maria Szarapowa (Rosja) 6:1, 2:6, 2:6 sierpień San Diego - finał, Swietłana Kuzniecowa (Rosja) 4:6, 7:6 (9-7), 3:6 Cincinnati - III runda, Szarapowa, 2:6, 3:6 Montreal - III runda, Kuzniecowa 4:6, 6:1, 3:6 US Open, Nowy Jork - II runda, Peng Shuai (Chiny) 6:2, 1:6, 4:6 wrzesień Tokio - ćwierćfinał, Wozniacki 0:5, krecz Radwańskiej październik Pekin - I runda, Angelique Kerber (Niemcy) 7:5, 6:7 (3-7), 5:7 Zobacz także: Radwańska poza "10", może to i dobrze? Spadek Radwańskiej w rankingu WTA Radwańska zarobiła w tym sezonie 880 tysięcy dolarów