Cztery zwycięstwa, trzy z zawodniczkami znacznie wyżej od siebie notowanymi, w tym z turniejową dwójką - Węgierką Panną Udvardy. Maja Chwalińska notowała w Pradze najlepszy turniej od końca stycznia, gdy w podobnej imprezie w Porto, ale na twardych kortach w hali, też doszła do finału. Wtedy miała spore problemy zdrowotne, a mimo to wygrała z Jessicą Bouzas Maneiro pierwszego seta 6:3, by przegrać dwa kolejne. Hiszpanka jest dziś w czołowej setce światowej listy, ma pewny wstęp do głównych drabinek Wielkich Szlemów. A Chwalińska dąży do tego, by w ogóle móc grać w kwalifikacjach tych najbardziej prestiżowych turniejów. Ewentualny sukces w finale w Pradze mógł jej to praktycznie zapewnić: już w kontekście Wimbledonu. Cztery zwycięstwa, trzy razy faworytkami były rywalki. Maja Chwalińska błyszczała w Pradze Tyle że notowana o ponad sto pozycji wyżej w rankingu 19-letnia Czeszka na to nie pozwoliła. Ona nie idzie śladami choćby Lindy Noskovej czy sióstr Brendy i Lindy Fruhvirtowych, nie osiągała wybitnych wyników jako juniorka. Ale pnie się w rankingu WTA, wkrótce prawdopodobnie zadebiutuje w TOP 150. Jesienią wygrała trzy turnieje ITF, w styczniu doszła do ostatniej rundy kwalifikacji w Melbourne (przegrała z rewelacyjną wtedy Storm Hunter po trzysetowym boju), półtora miesiąca temu była najlepsza w imprezie ITF W75 w Mariborze. Dziś zaś w stolicy swojego kraju, na mączce, pokazała, że nie było to dziełem przypadku. To spotkanie miało dwie fazy: pierwsza z nich postępowała do drugiej połowy otwierającego seta. Pięć startowych gemów nie dostarczyło żadnych przełamań, Polka starała się prowadzić grę tak, jak to czyniła w starciu z Udvardy. Zachęcić rywalkę do zejścia bliżej siatki, próbować ją minąć. To Šálková jako pierwszy wywalczyła breaka, ale Chwalińska zaraz odpowiedziała tym samym. Było więc 4:3 dla Czeszki i serwis Chwalińskiej. Wtedy zaczęły się kłopoty Polki - minimalne niuanse zadecydowały, że nie zdołała zapisać tej partii na swoje konto. I miały spory wpływ na to, co zdarzyło się w dalszej części spotkania. Chwalińska prowadziła bowiem w kolejnej partii 40:15, brakowało jej punktu do wyrównania na 4:4. Tymczasem przegrała cztery kolejne akcje, zrobiło się 3:5. A później nie wykorzystała swojego prowadzenia... 40:0, by odrobić stratę przełamania. To 19-latka zadała decydujące ciosy, to ona wygrała seta 6:3. 0:6 na koniec finału, szkoda tak świetnego turnieju z udziałem Polki. Chwalińska i tak sporo awansuje Ta końcówka musiała mieć spory wpływ na postawę jednej i drugiej, podobne rzeczy zostają bowiem w głowach. Šálková przełamała Polkę raz, potem drugi, zrobiło się 3:0. Jeszcze czwarty gem był ostatnią szansą do zmiany sytuacji, Chwalińska miała aż pięć break pointów, znów jednak żadnego nie wykorzystała. A gdy przegrała i tego gema, wszystko potoczyło się już szybko. 0:6, koniec meczu po 78 minutach. Mimo tej bolesnej porażki, wysokiej, tenisistka BKT Advantage Bielsko-Biała powinna być zadowolona ze swojego występu w Pradze. Do gry przystępowała jako 279. zawodniczka w rankingu WTA, dzięki punktom zdobytym w Czechach wirtualnie podskoczyła już o 33 pozycje. Do wywalczenia miejsca w eliminacjach Wimbledonu to zapewne jeszcze nie wystarczy, ale za tydzień Polka powinna wystąpić w turnieju ITF W50 w słoweńskiej miejscowości Otočec. Tam może postawić kropkę. Turniej ITF W75 w Pradze (korty ziemne). Finał Dominika Šálková (Czechy, 4) - Maja Chwalińska (Polska) 6:3, 6:0.