Partner merytoryczny: Eleven Sports

76 minut morderczej walki, a potem spacerek Koreańczyka. Trudna sytuacja Polski

Reprezentacja Polski w losowaniu Pucharu Daviesa miała sporo szczęścia. Nasi Panowie trafili bowiem na Koreańczyków z Południa i to z nimi mieli powalczyć o awans do kwalifikacji do finałów Pucharu Davisa w 2025 roku. W pierwszym meczu w Zielonej Górze Maks Kaśnikowski mierzył się z Seong Chan Hongiem. Niestety Polak nie podołał wyzwaniu i po szalenie wyrównanym pierwszym secie, w drugim nie miał szans. Koreańczyk wygrał 7:6, 6:2 i postawił naszą kadrę w trudnym położeniu.

Maks Kaśnikowski
Maks Kaśnikowski/Lech Muszyński/PAP

Reprezentacja Polski tym razem bez Huberta Hurkacza walczyła o awans do kwalifikacji do finałów Pucharu Davisa w 2025 roku. Biało-Czerwoni prowadzeni przez Mariusza Fyrstenberga w losowaniu mieli trochę szczęścia, a przynajmniej tak wskazywał papier. Nasza kadra bowiem w Zielonej Górze gościła Koreańczyków z Południa i to właśnie z nimi Polacy mieli powalczyć o upragniony awans. 

Brak Hurkacza nie oznaczał jednak, że nasza kadra skazywana jest na porażkę, wręcz przeciwnie. W ostatnich tygodniach bowiem polskie tenisowe zaplecze bardzo mocno zyskało na pewności siebie. Dzięki temu, Maks Kaśnikowski zadebiutował w turnieju rangi Wielkiego Szlema i w US Open nasz młody zawodnik naprawdę postawił się faworyzowanemu rywalowi z Hiszpanii. Poza Kaśnikowskim do rywalizacji zgłoszeni zostali Kamil Majchrzak oraz deblowy duet Jan Zieliński - Karol Drzewiecki. 

Słaby początek Polski. Kaśnikowski przegrał z Hongiem

Walkę o polski awans rozpoczynał jednak niedawny debiutant w turnieju rangi Wielkiego Szlema, a jego rywalem był Seong Chan Hong, który w rankingu ATP notowany jest na 141. miejscu. Polak po US Open awansował na 173. lokatę. Faworyta tego pojedynku trudno było wskazać. Na papierze wszystko wyglądało bowiem bardzo równo. 

Tak też było faktycznie na korcie. Przez długi czas panowie nawet nie dawali sobie szansy na przełamanie rywala. Sytuacja zmieniła się niedługo po zmianie piłek. Kaśnikowski bowiem zabrał swojemu rywalowi serwis na 5:3 i wydawało się, że zmierza po zwycięstwo w pierwszym secie. Nic bardziej mylnego. Koreańczyk błyskawicznie się odrodził i po chwili było już 5:5, a wszystko wskazywało na tie-breaka. 

Faktycznie do niego doszło i nie rozpoczął się niestety dobrze z polskiej perspektywy, bo Kaśnikowski od razu stracił podanie. Szybko jednak wróciliśmy do równowagi sił, dzięki bardzo dobrym zagraniom Polaka. Ten tie-break obfitował w niesamowite zwroty akcji, a cały pierwszy set trwał dokładnie 76 minut. Niestety jednak koniec tej tenisowej dogrywki był dla Polaka nieszczęśliwy, bo to on przegrał 10:8 i musiał myśleć o odrabianiu strat w drugiej partii. 

Niestety jednak ta rozpoczęła się dla Kaśnikowskiego najgorzej, jak tylko mogła. Polak już w pierwszym swoim gemie serwisowym dał się przełamać, a później starał się straty odrobić, ale na nic się to zdało. Co więcej, nasz tenisista stracił serwis drugi raz na 5:1 i sytuacja Biało-Czerwonych stała się niezwykle trudna. Gdy trzeba było jednak zakończyć mecz to Koreańczyk miał z tym olbrzymie problemy, a Polak wszedł na swój najwyższy poziom i odrobił stratę jednego przełamania. Niestety na więcej już Polaka w tym meczu stać nie było i przegrał drugiego seta 2:6, a cały mecz 6:7, 2:6. 

Artur Popko: Dzisiaj na PlusLigę musimy patrzeć jak na produkt europejski, a nawet światowy/Polsat Sport/Polsat Sport
Maks Kaśnikowski/AFP
Hubert Hurkacz/AFP
Maks Kaśnikowski/Paweł Rychter/Enea Poznan Open/materiały prasowe
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem