Gdy 5,5 miesiąca temu Kamil Majchrzak wznawiał karierę po kilkunastomiesięcznej przerwie, zaczynając od zera, eksperci przewidywali, że być może powalczy o to, by w wakacje być już na pozycji dającej prawo gry w eliminacjach turnieju wielkoszlemowego. Czyli konkretnie - w US Open. 28-latek świetnie prezentował się jednak na korcie, istniała nawet możliwość, że zdoła dokonać tej sztuki znacznie wcześniej, pojedzie już do Londynu. Nie udało się, choroba i słabsza dyspozycja w Chinach sprawiły, że stracił kilka tygodni. Wrócił do rywalizacji w Europie na kortach ziemnych i radzi sobie znakomicie. Już po raz drugi w ostatnich tygodniach awansował do finału challengera ATP, tym razem w Bratysławie. A jeśli w niedzielę pokona w finale 20-letniego Portugalczyka Henrique Rochę, który wskoczył do drugiej setki rankingu, zapewni sobie grę w Nowym Jorku. No i będzie polską rakietą numer dwa: tylko za Hubertem Hurkaczem, a już przed Maksem Kaśnikowskim, który przecież też dobrze prezentował się w tym tygodniu w Perugii. Wielka szansa Kamila Majchrzaka, stawką był finał challengera ATP. Znakomity początek polskiego asa O ile jednak Kaśnikowski przegrał we Włoszech swój ćwierćfinał, to Majchrzak zrobił już dwa kolejne kroki. Dzisiejsze starcie ze Szwajcarem Jérômem Kymem było wielką zagadką - rywal, choć jest niżej notowany, to jednak ostatnio błyszczał, wygrał challengera ATP w Prościejowie. Polak zaś nie przebrnął tam eliminacji. Dość szybko okazało się, że nie ma to większego znaczenia. Pochodzący z Piotrkowa Trybunalskiego tenisista grał konsekwentnie, mądrze przy swoim serwisie. Blisko dwumetrowy Szwajcar zwietrzył jednak szansę pod koniec seta, miał break pointa na 5:4. Polak się obronił, za chwilę zaś pierwszy raz przełamał przeciwnika. A to oznaczało 1:0 w setach. I gdy w drugiej partii Majchrzak odskoczył na 4:1, też z przełamaniem, wszystko wskazywało na kolejny dwusetowy bój, już szósty w Bratysławie. Stało się inaczej, Kym odrobił straty, jak w piątek w meczu z turniejową jedynką, Argentyńczykiem Pedro Cachinem. Wyrównał, a później przełamał Majchrzaka na 6:5. I choć nasz zawodnik miał break pointa na doprowadzenie do tie-breaka, to nie dał rady tego zrobić. O miejscu w finale miał więc rozstrzygnąć trzeci set. Majchrzak znów szybko przełamał rywala, odskoczył na 3:0, choć znów zrobiło się nerwowo. Szwajcar miał trzy okazje na powrotne przełamanie, nie powtórzył jednak scenariusza z poprzedniej partii. Kamil utrzymał przewagę do końca, po 138 minutach mógł cieszyć się z awansu. Kamil Majchrzak na początku trzeciej setki rankingu ATP? To możliwe już w poniedziałek. Jest jeden warunek W niedzielę zagra więc o swój piąty tytuł w tym roku, drugi w challengerze, ale zarazem najważniejszy. W stolicy Słowacji już dodał do swojego rankingu 54 punkty, najwięcej w tym roku. Zarazem teraz odbywać się będzie gra o kolejnych 50. Jeśli padną one łupem Majchrzaka, awansuje w rankingu ATP w okolice 207. miejsca. A ponieważ do końca roku niczego już nie broni, będzie pewny miejsca w drabince eliminacji US Open. Jeśli jednak Polak przegra, w poniedziałek znajdzie się na 246. miejscu na światowej liście. I o kolejny skok będzie walczył od wtorku w challengerze w Poznaniu.