Oczy kibiców tenisa w Polsce zwrócone są na Rzym, tam w sobotę Iga Świątek zagra po raz kolejny hitowe spotkanie z Aryną Sabalenką, tym razem o tytuł w Rzymie. A później liderka światowego rankingu przez kilka dni będzie odpoczywać, by już na świeżości ruszyć po obronę mistrzostwa Rolanda Garrosa. Jej dawna partnerka deblowa i przyjaciółka z czasów juniorskich, Maja Chwalińska, do French Open się nie dostała, nawet do kwalifikacji. Teraz robi wszystko, by zagrać w Wimbledonie, gdzie - jak dotąd - odniosła najlepszy wynik w profesjonalnej karierze. Finał w Pradze, a teraz zaskakujący występ w Rabacie. Maja Chwalińska przed wielką szansą Wyjazd Mai Chwalińskiej do Rabatu był zaskakujący - Polka miała za dwa dni zacząć turniej ITF w słoweńskiej miejscowości Otočec, tam szukać punktów, które pozwoliłyby jej awansować o jakieś 20-30 miejsc w rankingu WTA. Okazało się, że w Maroku 22-latka z Bielska-Białej może powalczyć o większą stawkę, choć i poziom trudności poszedł wyraźnie w górę. Polka zgłosiła się ostatecznie do eliminacji zawodów WTA 250, w losowaniu drabinki trafiła na rozstawioną z siódemką Rosjankę Tatianę Prozorową. Trudno jednak powiedzieć, by to rywalka była z tego powodu faworytką. Chwalińska prezentuje się bowiem ostatnio coraz lepiej, już dość regularnie wygrywa z zawodniczkami z przedziału 120-250 rankingu WTA. A dzięki niedawnemu awansowi do finału turnieju ITF w Pradze, wyprzedziła nawet Prozorową na wirtualnej liście. I po długim czasie wróciła do grona 250 najlepszych zawodniczek świata, co zostanie oficjalnie pokazane już w poniedziałek. Maja Chwalińska lepsza od Tatiany Prozorowej. Zdecydowana wygrana Polki w Rabacie Dwa i pół miesiąca temu było jednak inaczej, wtedy Polka miewała kłopoty ze zdrowie i trzymaniem równej dyspozycji na kortach twardych. W eliminacjach w Trnawie też wpadła na Prozorową, wtedy przegrała w dwóch setach. Dziś zaś było zupełnie inaczej, Chwalińska kapitalnie broniła, doprowadzała rywalkę do rozpaczy. Bo co Prozorowa przebiła na drugą stronę siatki, to zaraz wracało na jej stronę. Pod koniec pierwszego seta zaczęła już nawet reagować podobnymi zagraniami do Polki, wysoki topspinami na koniec kortu. Ale to nie dało jej niczego. Chwalińska dobrze zaczęła to spotkanie, później straciła atut przełamania, ale po trzech kolejnych gemach odskoczyła na 5:2. Miała nawet piłkę setową przy swoim serwisie, wtedy jednak Rosjanka się wybroniła. Nie na długo, serwis Prozorowej nie był żadną zagadką dla Polki. I w kolejnym gemie Chwalińska zapewniła sobie prowadzenie 1:0. Druga partia była zaś popisem Polki, choć tu kluczowy okazał się pierwszy gem. Bardzo długi, trwający kwadrans, w którym obie wygrały łącznie 14 punktów. Prozorowa miała aż trzy szanse na przełamanie serwisu, ale to Chwalińska zdobyła w końcu kluczowy punkt. A później w czterech kolejnych gemach pozwoliła rywalce wygrać cztery piłki. Było więc 5:0 i... właściwie po meczu. Rosjanka nie dostała bajgla, ugrała jednego gema - i na tym się skończyło. W niedzielę Chwalińska zagra o główną drabinkę z Serbką Aleksandrą Krunić, niegdyś 38. rakietą świata, mającą w dorobku zwycięstwa nad choćby: Barborą Krejcikovą, Jeleną Ostapenko czy Garbine Muguruzą. Rok temu wróciła do gry po dziewięciomiesięcznej przerwie, ale swojego rankingu z pierwszej setki nie odbudowała. Dzięki zamrożonemu rankingowi zagra jednak w głónej drabince Rolanda Garrosa. W tym roku zaś pokonała dwie zawodniczki z czołowej setki - Zhuoxuan Bai w Rzymie i Bernardę Perę w Miami.