Maja Chwalińska wygrała w piątek ósme spotkanie z rzędu, w rankingu WTA live awansowała już na 185. miejsce. Jest na dobrej drodze, by już może za półtora tygodnia zaatakować swoją rekordową pozycję w karierze, a była już jesienią 2022 roku na 149. pozycji. Właśnie wtedy, gdy... zaczęła półroczną pauzę po operacji kolana. I w krótkim czasie nie udało się odrobić tego, co wówczas straciła. Czekała grubo ponad rok, by znów znaleźć się w gronie dwustu najlepszych tenisistek świata. Oficjalnie stanie się to w poniedziałek, niewykluczone nawet, że w tym rankingu 22-latka będzie czwartą Polką, bo awans do finału w Porto pozwoliłby jej wyprzedzić Katarzynę Kawę. Obie zaś w przyszłym tygodniu będą już rywalizowały w zawodach WTA 125 w Warszawie. To kolejna ogromna szansa na punkty przed kwalifikacjami US Open. Znakomita forma 22-latki z Polski w Porto. Trzy zwycięstwa, 6:0 w setach, 36:9 w gemach W Montpellier Maja Chwalińska okazała się najlepsza na mączce, to na tej nawierzchni głównie budowała swoją świetną dyspozycję. Przeniosła się na korty twarde właśnie w Porto, bo to na nich musi teraz zdobywać kolejne punkty. Efekt jest piorunujący. Leworęczna bielszczanka najpierw ograła 6:1, 6:1 Gruzinkę Mariam Bolkwadze, później zdemolowała 6:3, 6:0 Chorwatkę Antonię Ružić. Wydawało się, że przedłużenie tak imponującej serii na kolejną rundę będzie nierealne, po drugiej stronie siatki stała bowiem Arianne Hartono, zawodniczka z połowy drugiej setki światowej listy. A bukmacherzy i tak obstawali zwycięstwo Polki - nie pomylili się. Tyle że chyba nikt by nie wymyślił takiego scenariusza pierwszej partii. Hartono to zawodniczka doświadczona, już 28-letnia, dość późno zaczęła profesjonalną karierę. Głównie dlatego, że postawiła na studia w USA, tam wygrała ligę NCAA wraz ze swoim Uniwersytetem Mississippi. I dopiero później zaczęła przedzierać się przez kolejne szczeble w tenisowym świecie. Dziś jest wyżej od Polki, ale to może się wkrótce zmienić. Koncert Mai Chwalińskiej w pierwszym secie. A później - w drugiej części drugiego Chwalińska nie dała szans rywalce w pierwszej partii, wygrała ją do zera, ledwie w dwóch gemach toczyła się jakaś walka. W tym piątym Holenderka miała sześć szans by zdobyć honorowy punkt, ale i to się nie udało. Została rozbita 6:0, ale później sama wzięła się do roboty. W końcu zdołała przełamać serwis Polki, odskoczyła nawet na 4:1 i... to były ostatnie chwile jej radości. Chwalińska wróciła do gry z pierwszej partii: cierpliwej, konsekwentnej. W pięciu kolejnych gemach oddała Hartono ledwie sześć punktów, ale kluczowy był ten przy stanie 4:3 dla Holenderki. Polka bowiem przegrywała 0:40, zanosiło się na kolejnego breaka, który postawiłby ją w niekorzystnej sytuacji. Nie dopuściła do tego, zdobyła aż 13 ostatnich punktów w tym meczu. I zameldowała się w półfinale - w sobotę zmierzy się w nim albo z 20-letnią Tajką Lanlaną Tararudee (WTA 191), albo z 18-letnią Mayą Joint (WTA 161), z którą przegrała w niedawno słoweńskim Otočecu.