Rywalizacja w Billie Jean King Cup odbywa się na pięciu poziomach, nie da się z najniższego wskoczyć od razu na sam szczyt, trzeba awansować rok po roku. Polska, z Igą Świątek, zacznie w piątek mecz eliminacyjny ze Szwajcarią - stawką będzie udział w listopadowym finale tych rozgrywek w Andaluzji. Jeśli przegra, będzie musiała bronić się przed wypadnięciem z elity w fazie play-off, także jesienią. Wśród rywali będą dwa najlepsze zespoły z grupy I w strefie Azji i Oceanii - spośród sześciu, które rywalizują właśnie o to w chińskim mieście Changsha. Grają tam i zawodniczki znane, jak choćby tegoroczna finalistka Australian Open Qinwen Zheng, ale i takie, o których nawet specjaliści nigdy by nie usłyszeli. A słyszą, bo w takich pojedynkach dochodzi do licznych paradoksów. Tenisistki z Wysp Oceanii obok finalistki Australian Open. Wysokie porażki w pierwszych spotkaniach Wśród reprezentacji uznanych w tenisie, jak choćby Chiny, Korea Południowa czy Nowa Zelandia, znalazła się tam także i łączona drużyna Pacyficznej Oceanii, zbierająca zawodniczki z państw czy wysp leżących na Pacyfiku. Samodzielnie nigdy by pewnie w BJK Cup nie były w stanie wystąpić. Ich gra w tym towarzystwie jest o tyle zaskakująca, że nowozelandzki trener Gilles De Gouy ma do dyspozycji pięć tenisistek, z których żadna nie jest nawet notowana w światowym rankingu. W starciu z Indiami, zakończonymi porażką 0:3, drużyna Pacyficznej Oceanii ugrała sześć gemów, co na razie jest jej... najlepszym osiągnięciem. W środę przyszło bowiem spotkanie z Nową Zelandią, a tam Mehetia Boosie i Ruby Coffin wywalczyły łącznie... jednego gema, w starciu deblowym. A już pojedynek Coffin z Lulu Sun był absolutnie wyjątkowy - według strony organizatora trwał 39 minut (wg innych źródeł - 33 minuty), Fidżyjka Coffin wygrała łącznie 10 punktów, z tego połowę po podwójnych błędach serwisowych rywalki. Wydawało się, że będzie to trudne do przebicia. A jednak dokładnie dobę później stało się faktem. Ruby Coffin zdobyła w meczu z Koreanką... pięć punktów. W całym meczu! Dla Ruby Coffin, jeśli poważnie podchodzi do sportu, takie doświadczenia muszą być bolesne. A może zakładać, że podchodzi poważnie, skoro w zeszłym roku ugrała wspólnie z rodaczką Tarani Kamoe brąz w Igrzyskach Pacyfiku na Wyspach Salomona. Owszem, stawka nie była mocna, ale medal to medal. Dziś nad ranem polskiego czasu Coffin wyszła na kort już przy stanie 0:1 - jej koleżanka z drużyny Mehetia Boosie przegrała bowiem po 37 minutach z Koreanką Kim Da-bin (WTA 682) 0:6, 1:6. Jednego gema jednak wygrała, kilka innych było dość zaciętych - zdobyła w sumie 17 punktów. A później na kort wyszły Coffin oraz 21-letnia Sohyun Park. Dziś 301. zawodniczka rankingu WTA, grająca głównie w turniejach ITF, ale także w mniejszych imprezach WTA. W lutym w Mumbaju doszła do ćwierćfinału WTA 125, tam przegrała z Katie Volynets. Szkoliła się od dziecka, jako 16- i 17-latka grała we wszystkich juniorskich Wielkich Szlemach. Swoją rywalkę z Fidżi potraktowała bardzo poważnie - Coffin wygrała w pierwszym secie trzy punkty: dwa po swoim pierwszym serwisie, jeden po podwójnym błędzie rywalki. W drugim - zaledwie dwa, w drugim i czwartym gemie. To jednostronne spotkanie zakończyło się po 33 minutach wynikiem 6:0, 6:0, choć niektóre źródła podają, że trwało tylko 29 minut. Być może tak właśnie było. Na zakończenie Kamoe i Eleanor Schuster przegrały mecz deblowy "tylko" 2:6, 1:6. Drużyna Pacyficznej Oceanii jeszcze formalnie nie spadła do niższej grupy, ale stanie się to prawdopodobnie już jutro, po jej meczu z Chinami. A ostatnie starcie z Tajwanem tylko rozstrzygnie, która z tych drużyn zajmie ostatnie miejsce.