Aż trudno uwierzyć, by dwie zawodniczki znajdujące się w czołówce rankingu WTA rozegrały ze sobą zaledwie dwa spotkania. A tak jest właśnie w starciach Paolini z Gauff - grały dotąd tylko w latach nieparzystych. Cztery lata temu w Adelajdzie Amerykanka wygrała 2:1, dwa lata temu w Cincinnati już gładko 2:0. A teraz grały o to, która z nich dostąpi możliwości walki o finał z Aryną Sabalenką. Białorusinka zrobiła już swoje chwilę wcześniej - pokonała po świetnym meczu 6:4, 6:1 Elise Mertens, mimo że rywalka też prezentowała się znakomicie. Gdyby teraz zaś wygrała Gauff, byłoby to jej pierwsze starcie z Białorusinką od zeszłorocznego półfinału WTA Finals w Rijadzie, gdy niespodziewanie ograła ją i ostatecznie skasowała najwyższą gaże w historii kobiecego tenisa - blisko 5 milionów dolarów. I wszystko wskazywało, że tak się stanie. Coco na początku imponowała. A później wszystko się zmieniło. Coco Gauff kontra Jasmine Paolini w meczu WTA 500 w Stuttgarcie. Kapitalny początek seta Amerykanki. I koniec Włoszki Gauff i Paolini nie mają jeszcze tych najważniejszych tytułów na kortach ziemnych w singlu, Amerykanka wygrała jedynie turniej WTA 250, Paolini nawet tego. Obie jednak grały w finałach French Open, obie też przegrały je z Igą Świątek. Radzą więc sobie na tych kortach, a grze podwójnej nie ma co nawet wspominać, bo przecież Amerykanka triumfowała rok temu w Paryżu (wspólnie z Kateriną Siniakovą), ogrywając w finale... Paolini (w parze z Sarą Errani). Amerykanka ma jednak spore problemy od zakończenia Australian Open, turniej w Stuttgarcie jest więc dla niej pewny rodzajem sprawdzianu. Żadnych odpowiedzi nie mógł dać mecz z Ellą Seidel, bo jednak różnica umiejętności między obiema zawodniczkami jest zbyt duża. A w przypadku Paolini, przed kluczową dla niej częścią sezonu (broni punktów za finały Roland Garros i Wimbledonu), pewne pozytywne sygnał wysłał już jej występ w Miami. Doszła tam do półfinału, dopiero wtedy uległa Sabalence. Irytacja Sabalenki na Niemkę sięgnęła zenitu. Ruszyła po telefon. O zdjęciu może być głośno Gauff zaczęła ten mecz z przytupem - już w pierwszym gemie przełamała Paolini do zera. A za chwilę podwyższyła na 2:0. Grała mocno, precyzyjnie, świetnie poruszała się po korcie. Po łatwym gemie serwisowym prowadziła 4:2, w kolejnym gemie Włoszki miała stan równowagi. I za chwilę wszystko wywróciło się do góry nogami. Paolini od początku starała się przepychać wszystkie akcje przez forhend rywalki, czyli - co powszechnie wiadomo - najsłabszą stronę 21-letniej tenisistki. Z czasem robiła to coraz precyzyjniej, do tego dopisywało jej szczęście. Aż trudno policzyć, ile razy Jasmine trafiała w linię, a piłka jeszcze po tym odbiciu przyspieszała, gubiąc rywalkę. To były kluczowe momenty, zaczęła odrabiać straty. Wyrównała na 4:4, za chwilę objęła prowadzenie 5:4. Do tego momentu Amerykanka dobrze serwowała, nie popełniała podwójnych błędów, które przecież w tym sezonie są jej zmorą. I nagle w najważniejszym momencie pojawiły się aż dwa, decydujące. Paolini zapisała czwartego gema z rzędu na swoim koncie, wygrała partię 6:4. Włoszka poszła za ciosem w drugiej partii, wygrała swojego gema, za moment podwyższyła na 2:0. Owszem, Gauff też odpowiedziała jej przełamaniem, później drugim. Tyle że to serwis Amerykanki całkowicie się rozsypał. Wliczając dwa gemy z końca pierwszego seta, Coco przegrała ich pięć z rzędu. Coś strasznego na tym poziomie. Jasmine zaś w końcu przełamała tę chwilową niemoc, uciekła na 5:2. Na nic zdawały się zagrania po taśmie Gauff, jak trzeba było, to Włoszka znów uderzyła w linię. A Coco, po autowych forhendach, bezradnie rozkładała ręce i szukała pomocy w swoim sztabie. Cały mecz Paolini wygrała 6:4, 6:3. I to ona w niedzielę, zapewne po godz. 14.30 zagra o finał turnieju w Stuttgarcie z Aryną Sabalenką.