W środę mija 570 dni od ostatniego spotkania, w którym sędzia ogłosił zwycięstwo Petry Kvitovej. Zawodniczki przez lata będącej w ścisłej czołówce, choć ani razu nie udało się Czeszce wskoczyć na pozycję numer jeden. Wygrała jednak 31 singlowych turniejów, m.in. dwukrotnie Wimbledon, ale aż trzykrotnie tysięcznik w Madrycie. Jako jedyna w historii, choć w tym sezonie szansę będzie miała dorównać jej Aryna Sabalenka. Owszem, Kvitova triumfowała w Hiszpanii już dość dawno temu (2011, 2015, 2018), ale witana jest na obiektach Caja Magica jako wciąż wielka gwiazda. Wystarczyło 76 minut Eali w Madrycie. Zaskakujący werdykt kibiców ws. Świątek Niemniej trzeba pamiętać, skąd się wzięło tak długie oczekiwanie 35-latki na sportowy sukces. Gdy rozgrywała swój ostatni turniej przed przerwą macierzyńską, w październiku 2023 roku w Pekinie, była 14. zawodniczką na świecie. Miała jednak komplikacje podczas porodu, sama o tym później opowiadała. Nie było więc tak szybkiego powrotu do treningu jak u: Belindy Bencic, Eliny Switoliny czy Naomi Osaki - Te wszystkie dziewczyny są jednak młodsze, ja jestem w innym wieku - oznajmiła już w Austin, gdzie zdecydowała się na swój pierwszy start od blisko półtora roku. W przeciwieństwie np. do Bencic, Kvitova postanowiła nie ogrywać się najpierw w mniejszych turniejach. Zaczęła od WTA 250 w Teksasie, później były już tysięczniki: Indian Wells, Miami, a teraz Madryt. Może to błąd, bo w każdym spotkaniu miała dobre fragmenty. Stoczyła trzysetowe batalie z Jodie Burrage i Varvarą Grachevą, oba sety z Sofią Kenin na Florydzie też były zacięte. A w Madrycie trafiła na Katie Volynets - 70. na świecie, czyli wcale nie zawodniczkę z pierwszego szeregu. Tylko że finalistkę WTA 125 w Oeiras z ostatniej niedzieli, czyli przygotowaną już do gry na mączce. WTA 1000 w Madrycie. Trzykrotna mistrzyni Mutua Madrid Open wróciła na mączkę. Petra Kvitova kontra Katie Volynets Kvitova zaczęła jednak to spotkanie tak, jakby czas adaptacji po powrocie do zawodowego tenisa miała już dawno za sobą. Przyzwoicie serwowała, ale imponowała zwłaszcza na returnie, od razu zyskiwała przewagę. Przełamała Amerykankę raz, później drugi. Prowadziła już 4:1, serwowała po piątego gema. I wtedy wszystko runęło. Trudno powiedzieć, co się tak nagle stało, dlaczego mistrzyni urodzona niedaleko Ostrawy nagle zaczęła seryjnie popełniać niewymuszone błędy. Volyents nadal sporo piłek grała pod górę, co było dotąd wodą na młyn dla Czeszki. Całkowicie rozregulował się też serwis Kvitovej, efekty na tablicy wyników pojawiły się momentalnie. Gdy kończyły ósmego gema, 35-latka miała na koncie już 19 niewymuszonych błędów, a Katie wyrównała na 4:4. Za chwilę dołożyła kolejne dwa gemy, a Czeszka - trzy błędy. Skończyła seta z bilansem 12 winnerów i 22 niewymuszonych błędów, co jednak było różnicą przy ośmiu pomyłkach Amerykanki. Volynets poszła za ciosem, w drugiej partii nie pozwoliła wygrać Czeszce już żadnego gema. A to duża sztuka, po raz ostatni Kvitova przegrała seta do zera na mączce niemal dziewięć lat temu - w Roland Garros uległa Shelby Rogers 0:6, 7:6, 0:6. Były momenty, gdy Petra miała szansę na tego honorowego gema, ale wciąż za dużo było błędów, wyrzuconych piłek, co brało się z kłopotów z płynnym poruszaniem się po korcie. Walczyła, pięć gemów przegrała na przewagi, jednego do 30. Obroniła trzy piłki meczowe, by przy czwartej szansie Amerykanki... popełnić podwójny błąd serwisowy. I zakończyć mecz. Volynets w drugiej rundzie zagra z rozstawioną w Madrycie z numerem 13 Dianą Sznajder.