Novak Djoković rozgrywa bardzo słaby sezon, jak na siebie, a mimo tego Serb wciąż utrzymuje się na pierwszej pozycji w rankingu ATP. To jednak bardziej zasługa tego, że jego rywale do walki o fotel lidera mają spore problemy ze zdrowiem. Zarówno Jannik Sinner, jak i Carlos Alcaraz, nie byli niestety wolni od kontuzji, a to właśnie tę dwójkę należy postrzegać za tych zawodników, którzy mogą zepchnąć Djokovicia z tronu. Aktualnie przewaga Serba nad drugim Włochem zdaje się być dość bezpieczna (ponad 1000 punktów przyp. red.). Finał, pękła kolejna bariera. 7:6, 5:2 w meczu Polaka, zwrot i wielkie emocje Nie ma jednak wątpliwości, że dla Serba liczą się tytuły, a właściwie sześć tytułów w tym sezonie. 37-latek na swojej liście wyjątkowych wydarzeń w tym sezonie miał zakreślone z pewnością sześć dat, a więc te, gdy odbywają się imprezy rangi Wielkiego Szlema, igrzyska olimpijskie oraz ATP Finals kończące sezon. Problem jednak w tym, że aktualnie Djoković w rankingu "Race to Turyn" nie kwalifikuje się do występu w tych nieoficjalnych mistrzostwach świata na zakończenie roku. Szok, Djoković na kolanach. Sensacja w Genewie! Aby poprawić swoją sytuację, Serb musi zacząć wygrywać turnieje, co w tym sezonie jeszcze mu się nie udało. Jeden z nich już przepadł, bo w Australian Open 37-latek dotarł "jedynie" do półfinału. Kolejnym celem z pewnością jest obrona tytułu na kortach imienia Rolanda Garrosa. Patrząc jednak jedynie na formę lidera rankingu, bardzo trudno jest stawiać go w gronie faworytów do wygranej. Serb w poszukiwaniu lepszej dyspozycji zdecydował się na niespodziewany ruch, którym jest udział w turnieju ATP 250 w Genewie. To bardzo nietypowa decyzja Serba, ale wyjazd do Genewy w poszukiwaniu formy i pewności siebie wydawał się dobrym rozwiązaniem. W teorii aż do potencjalnego finału z Casperem Ruudem, "Nole" nie powinien mieć żadnych problemów. Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie bardziej brutalna i nieprzewidywalna. W półfinale imprezy bowiem Serb trafił na 44. tenisistę świata - Tomasa Machaca, który wydawałby się dosyć prostą przeszkodą na drodze do finału. Hubi Cup 2024. Otwarcie turnieju z łączeniem z Hubertem Hurkaczem już jutro we Wrocławiu Takie też odczucia można było mieć po pierwszych pięciu gemach tego pojedynku. Djoković prowadził bowiem 4:1 z przełamaniem i był na bardzo dobrej drodze do wygrania pierwszego seta. Czech jednak ani myślał o poddaniu się, wręcz przeciwnie. Machac podniósł wyraźnie poziom swojej gry z głębi kortu, a Serb zaczął pomagać, popełniając nieoczekiwane błędy. Czech odrobił stratę przełamania, a potem wygrał kolejne cztery gemy, co ostatecznie przełożyło się na zwycięstwo w secie 6:4. To był wielki powrót 23-latka. Po tym secie Djoković skorzystał z pomocy lekarza, która zdaje się pomogła Serbowi, bo druga partia to był jego koncert. 37-latek wyraźnie podniósł swój poziom, a Machac sparaliżowany nieco wizją ewentualnej wygranej z wielkim mistrzem, zaczął popełniać bardzo proste błędy. To przełożyło się na gładką wygraną 6:0 i powrót Djokovicia do walki. Trzeci set zapowiadał się bardzo pasjonująco i trudno było wskazać, kto może tutaj pokazać lepszy tenis. Iga Świątek na korcie, po drugiej stronie półfinalistka Roland Garros. Już kiedyś pokonała Polkę Zaczęło się bardzo równo. Obaj zawodnicy obronili swoje podanie, choć obaj mieli pewne problemy. Od stanu 1:1 w trzecim secie znów oglądaliśmy już jedynie koncert 23-latka. Machac dawał absolutny popis gry, raz po raz zaskakując Djokovicia. Machac w trzecim secie aż trzy razy przełamał o wiele bardziej utytułowanego rywala i wygrał trzecią partię, oddając ledwie jednego gema. Trudno powiedzieć, aby Djoković tym turniejem przekonał kogokolwiek, że można go traktować jako faworyta podczas turnieju na kortach imienia Rolanda Garrosa.