Dla polskich kibiców temat rozgrywek Billie Jean King Cup pojawia się właściwie tylko dwa razy w ciągu roku - w kwietniu, bo wówczas trzeba powalczyć o występ w finale, a później w listopadzie, gdy ten finał już się odbywa. Dwanaście najlepszych kobiecych reprezentacji kończy w ten sposób sezon. Jeśli jesienią w Andaluzji pojawi się Iga Świątek, Biało-Czerwone z miejsca staną się kandydatkami do końcowego triumfu. Choć droga nie będzie łatwa: najpierw trzeba wygrać Hiszpanią, później z Czechami, wreszcie w półfinale prawdopodobnie z Włochami. A gdy w Polsce nikt nie myśli o tych rozgrywkach, wszyscy zaś skupiają się już na sezonie gry na trawie, a w niedalekiej perspektywie na igrzyskach olimpijskich, znaczna część tenisowego świata próbuje coś wskórać w niższych dywizjach rozgrywek Billie Jean King Cup. Rekordy padały w Afryce, aż przyszedł czas na Europę. Zaskakujący wynik w stolicy Mołdawii Jak się bowiem okazuje, w tenisa na poziomie reprezentacji gra niemal cały świat. W zeszłym tygodniu mecze słabszych drużyn odbywały się w Afryce, choć w formule turniejowej. Dwanaście drużyn rywalizuje w jednym miejscu, np. w trzech grupach, systemem każdy z każdym. A później poprzez play-offy wyłaniają te, które spadną bądź awansują. Takie turnieje odbyły się w Nairobi w Kenii oraz w Kigali w Rwandzie, sporo tam było spotkań jednostronnych. Wyjątkowym "wyczynem" popisała się zaś 17-latka z Mauritiusa Tejaswini Jessoo, która w pięciu meczach singlowych wygrała... łącznie dwa gemy. A każdy jej mecz trwał od 37 do 43 minut. Kibice uznają pewnie, że coś, co może zdarzyć się w Afryce, nie będzie miało miejsca w Europie, gdzie poziom gry w tenisa jest jednak znacznie wyższy. Nic bardziej mylnego, tu też na porządku dziennym są "rowery", czyli wygrane 6:0, 6:0. Prawdziwym ewenementem jest jednak to, co stało się we wtorek w Kiszyniowie w meczu Irlandki Ssinead Lohan z Azerką Narminą Bagirową. Ta druga, kończąca za tydzień 37 lat, w pierwszym secie tego spotkania była w stanie wygrać zaledwie dwa punkty. Wyjątkowy mecz Irlandki z Azerką w Kiszyniowie. Dwa punkty w secie, mecz zakończony po 32 minutach 29-letnia Lohan nie jest zawodniczką, która kiedykolwiek i cokolwiek w tenisie osiągnęła. W najlepszym momencie swojej kariery była w ósmej setce rankingu WTA, w 2016 i 2017 roku wygrała dwa małe turnieje ITF. Od kilku lat już w takich zawodach nie występuje, pomaga zaś swojej reprezentacji, która chciałaby awansować w Billie Jean King Cup do drugiej grupy europejskiej. I jest o tyle bliżej, że pierwsze spotkanie z Czarnogórą wygrała 2:1, w drugim zaś z Azerbejdżanem Lohan dała Irlandkom pierwszy punkt. Jej starcie z Narminą Bagirową, blisko 37-letnią menedżerką z Baku, która jednak jest pasjonatką gry w tenisa, a rok temu grała w Krakowie na Rynku Głównym w Igrzyskach Europejskich w padla, było ekspresowe. Pierwszy set trwał 14 minut, Bagirowa wygrała w nim zaledwie dwa punkty, oba w trzecim gemie, gdy serwowała. Pięć pozostałych przegrała do zera. Sama zresztą miała ogromny problem z podaniem, trafiła ledwie dwa z czternastu pierwszych serwisów. Nieco lepiej poszło jej w drugiej partii, w niej wygrała już siedem punktów, ale tylko jeden przy własnym podaniu. To Lohan podarowała jej dwa punkty podwójnymi błędami, cztery inne padły po akcjach. Łącznie skończyło się na dorobku dziewięciu oczek i zmarnowanym przez Azerkę jednym break poincie. A tego w meczu ze Świątek nie miała nawet Potapowa. Całe spotkanie zakończyło się zaś po 32 minutach wygraną Irlandki 6:0, 6:0.