Nieprzypadkowo to akurat starcie organizatorzy China Open uznali za mecz dnia - i ustawili na sam koniec zmagań. Coco Gauff i Naomi Osaka - dwie znakomite zawodniczki, które w ostatnich tygodniach dokonały radykalnych zmian w swoim otoczeniu. Japonka, od swojego powrotu na początku tego roku, ani razu nie była choćby w półfinale turnieju WTA. Niby wróciła do czołowej setki rankingu, zagrała kilka świetnych spotkań, ale ambicje - jako była liderka - ma znacznie większe. Rozstała się z trenerem Wimem Fissette, ale już po kilku treningach z Patrickiem Mouratoglou dawała wyrazy uznania dla tej nowej współpracy. Pytanie, czy podobnie będzie u Gauff, która też podziękowała za kilkanaście miesięcy współpracy z Bradem Gilbertem. Jeśli efekty przyjdą, to pewnie dopiero za jakiś czas. Bo w Pekinie długo grała przeciętnie, przez cały czas nierówno. I szczęśliwie awansowała do ćwierćfinału. WTA 1000 w Pekinie. Świetny początek Gauff, a później koncert Osaki. 6:3 dla Japonki, zasłużone Gauff grała z Osaką po raz piąty, ale po raz pierwszy od powrotu Japonki do touru. W tych ich starciach był remis 2:2, dzisiaj też ciężko było wskazać faworytkę. Niby dzieliło je w rankingu aż 67 miejsc, ale to nie mówi wszystkiego. Naomi prezentowała się w stolicy Chin znakomicie, seta urwała jej co prawda Julia Putincewa, ale w sześciu innych - w meczach z Kazaszką, Lucie Bronzetti i Katie Volynets, straciła ledwie 16 gemów. No i o jednym trzeba pamiętać - ona wracała do Pekinu po pięciu latach, a gdy była tu poprzednio - wygrała tę imprezę. Gauff zaczęła to spotkanie od bardzo mocnego uderzenia, na "dzień dobry" przywitała się z Japonką przełamaniem jej serwisu. A drugiego gema rozpoczęła od asa. Ten pokaz mocy nie zrobił na Osace żadnego wrażenia, Japonka szybko wskoczyła na wysoki poziom. I już za chwilę sama prowadziła z breakiem - 3:1. Świetnie się oglądało to spotkanie, obie się nie oszczędzały, uderzały bardzo mocno, na wysokim poziomie. Zaskoczeniem było może to, że jednak Osaka lepiej wytrzymywała te długie wymiany, potrafiła zagrać płasko, precyzyjnie, zaskakiwała tym rywalkę. A Gauff dała się przełamać jeszcze raz, wtedy też obniżyła swój poziome w serwisie. Popełniła w ważnym momencie podwójny błąd, dopiero drugi w spotkaniu, ale kosztowny, bo za chwilę przegrywała 3:5. A po kolejnym gemie, zakończonym niewymuszonym błędem Gauff, mogła się już cieszyć z wygrania pierwszej partii - 6:3. 2:0 dla Gauff, za chwilę 4:3 dla Osaki, z przełamaniem. A po kilku minutach zaskakujący koniec spotkania Osaka prezentowała się niemal tak, jak przez większą część pamiętnego majowego spotkania z Igą Świątek w Paryżu, gdy ze spokojem ogrywała polską liderkę rankingu. Teraz też nie zrażała się pojedynczymi błędami, zresztą było ich mniej niż wygrywających ataków. Była przede wszystkim równa, czego nie można powiedzieć o Gauff. Amerykanka potrafiła zagrać trzy kapitalne akcje z rzędu, by za chwilę stracić inicjatywę i popełnić kilka banalnych błędów. Prowadziła w drugiej partii 2:0, miała swój serwis i kilka szans na 3:0 - a jednak nie doprowadziła do tego. Osaka w kluczowych momentach trafiała w linię, Amerykanka zaś myliła się o milimetry. No i doszły podwójne, tak bardzo irytujące, błędy serwisowe. To one sprawiły, że Naomi objęła prowadzenie 4:3, miała już atut przełamania. Wydawało się, że szybko dokończy dzieła, zostały dwa ostatnie kroki. Tymczasem Japonka za chwilę sama przegrywała 15:40, Gauff mogła odrobić stratę. Pierwszego break pointa Naomi obroniła, drugiego - nie. Mało tego, popełniła pierwszy podwójny błąd w meczu, to zaś oznaczało remis. I już Osaka się nie pozbierała, prawdopodobnie doznała jakiejś kontuzji - później okazało się, że pleców. Nie mogła serwować, piłka po jej zagraniach leciała z prędkością 130-140 km/godz. A tym nie mogła zagrozić Gauff. Dokończyła jeszcze tego seta, ale później podeszła do rywalki i podziękowała jej za grę. O półfinał Gauff zagra z Ukrainką Julią Starodubcewą.